11/27/2017

Malocchio (1975)

dir. Mario Siciliano



Bogaty playboy Peter Crane (Jorge Rivero) wiedzie beztroski tryb życia, większość czasu spędzając na imprezowaniu i podrywaniu kobiet. Jego bezrefleksyjna egzystencja zostanie zachwiana przez szereg ciężkich do wytłumaczenia zdarzeń. Wszystko zaczyna się od sugestywnego koszmaru, który daje przystojnemu utracjuszowi nieco do myślenia. Niedługo potem, mężczyzna poznaje atrakcyjną Francuzkę Yvonne (Lone Fleming), która zwierza mu się ze swojej wizji, zgodnie z którą Peter ją zamorduje. W istocie, niedługo potem kobieta ginie, a milioner zaczyna zadawać sobie pytanie: czy to naprawdę on jest zabójcą?



Film Mario Siciliano to przykład giallo z domieszką okultystycznego horroru. Wyraźnie pobrzmiewają tutaj echa głośnego "Egzorcysty", co pozwala wysunąć przypuszczenie, że twórcy pragnęli uszczknąć co nieco z ogromnej popularności obrazu Williama Friedkina. Jak to Włosi jednak, podeszli do sprawy dość niechlujnie, w efekcie czego "Malocchio" częściej śmieszy, niż straszy czy intryguje. Fabuła jest tu zgoła nonsensowna, a brak ciekawych postaci bynajmniej nie pomaga w zaangażowaniu się przez widza w akcję. Przez większość czasu towarzyszymy naszemu Casanovie, który stanowi mierny materiał na głównego bohatera: bezpłciowy, pozbawiony głębi psychologicznej i na dodatek słabo grany przez Hiszpana Rivero. Pod koniec, na pierwszy plan wysuwa się prowadzący dochodzenie w sprawie morderstw policjant, ale i jego persona ni ziębi, ni grzeje: ot, kolejny glina, jakich we włoskich produkcjach z tego okresu bez liku.


"Malocchio" (aka "Evil Eye") wyróżnia się na tle nurtu głównie za sprawą paranormalnych aspektów i kilku udziwnień. Aby zobrazować wątły stan umysłu lowelasa, reżyser wrzuca tu i ówdzie pachnące surrealizmem sceny, które to stanowią zarazem najjaśniejszy punkt programu. Szkoda jedynie, że często są wepchnięte do historii jakby na siłę. Kiedy zaś zbliżamy się już do rozwiązania kluczowej zagadki (opętanie? szaleństwo?) i scenariusz wreszcie ma szansę uzasadnić wszystkie te rewelacje, zamiast wyczekiwanej puenty otrzymujemy lekceważący czas i inteligencję odbiorcy unik. Z ciekawości, dla kilku momentów i ścieżki od Stelvio Ciprianiego można, ale i tak zdecydowanie poniżej gatunkowej średniej.

Ocena: **½




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz