11/23/2017

La ragazza che sapeva troppo (1963)

dir. Mario Bava



Po ukończeniu zdjęć do przygodowego "Gli invasori" (aka "Erik the Conqueror"), Mario Bava na poważnie rozważał porzucenie reżyserii na rzecz pracy przy efektach specjalnych. Sytuacja uległa zmianie, gdy do akcji wkroczył tandem obrotnych producentów ze Stanów: Samuel Arkoff i Jim Nicholson, właściciele American International Pictures, namówili Włocha do powrotu za kamerę, oferując współfinansowanie jego kolejnego projektu. Scenariusz, na którym miał się oprzeć Bava, w swej pierwotnej wersji był komedią z wątkami kryminalnymi, dopiero w trakcie realizacji, historia zaczęła nabierać nieco bardziej mrocznej perspektywy. Twórca "Mask of Satan", rozczarowany miałką fabułą, skupił się przede wszystkim na stronie technicznej, wykorzystując szereg chwytów i elementów właściwych dla kina grozy. Efekt jego wysiłków przeszedł do historii kina jako pierwsze giallo w dziejach...


Bohaterką "La ragazza che sapeva troppo" jest młoda Amerykanka Nora Davis (Letícia Román), która udaje się na wakacje do słonecznego Rzymu. Zatrzymuje się w domu swej ciotki, ta jednak, pierwszej nocy po przybyciu dziewczyny, umiera w wyniku choroby. Zaraz potem, Nora zostaje zaatakowana na ulicy przez rabusia i jest przypadkowym świadkiem morderstwa. Niefortunny początek urlopu kończy się dla biedaczki w szpitalu, jak się jednak okazuje, nikt nie daje wiary jej rewelacjom na temat zbrodni, którą rzekomo widziała na własne oczy. Sceptycznie nastawiony jest również młody lekarz Marcello (John Saxon). Wyraźnie zadurzony w turystce doktor decyduje się mimo wszystko pomóc jej w prywatnym śledztwie...


Rozpowszechniany w USA pod tytułem "Evil Eye", obraz Bavy jest wypadkową szeregu inspiracji. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z ekranową wersją tanich kryminalnych czytadeł, z drugiej - znajdą się również odniesienia do stylu Hitchcocka (oryginalny tytuł filmu nawiązuje zresztą w bezpośredni sposób do jednego z dzieł "mistrza suspensu"). I pomimo, że omawiana pozycja jest w pierwszej kolejności jedynie celuloidowym ekwiwalentem brukowych powieści dla miłośników szarad, włoski reżyser udowadnia, że na polu budowania napięcia może poszczycić się nie lada talentem. Naiwna opowieść o mało rozgarniętej trzpiotce tropiącej seryjnego zabójcę, nabiera w jego ujęciu klasy. Bava jeszcze raz przypomina, że najlepiej sprawdza się jako autor przemyślnie, z wyczuciem i precyzją skomponowanych kadrów. Łatwiej dzięki temu przełknąć nietrafione akcenty humorystyczne, kiepskie aktorstwo czy idiotyczne zakończenie, które nie sprawdza się nawet jako przewrotny żart.


Choć w dużej mierze mamy tutaj do czynienia z przyjemną błahostką (w wersji na rynek amerykański lekki, komediowy ton został dodatkowo uwypuklony), dla poszukującego korzeni gatunku kinomana, "La ragazza" stanowić musi siłą rzeczy nie lada frajdę. Znajdziemy tutaj przynajmniej kilka podstawowych atrakcji, które później wejdą na stałe do repertuaru filmów giallo. Jest więc detektyw-amator, seria zabójstw popełnianych przez tajemniczą postać, niekompetencja policji czy wreszcie motyw wyliczanki wpasowany w modus operandi psychopaty. Czego wciąż brakuje to - pomijając bardziej subtelne aspekty - krwawe morderstwa ukazywane z perspektywy sprawcy oraz stały element jego ubioru, czyli czarne rękawiczki. Nie od razu przecie jednak Rzym zbudowano (nomen omen), toteż Bava żelazne ramy nurtu doprecyzowywał w o rok późniejszym "Sei donne per l'assassino". I tak to się zaczęło...

Ocena: ****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz