11/02/2016

Halloween I & II (1978, 1981)

The Night He Came Home...

Halloween (1978)

dir. John Carpenter


Pod koniec lat 70. producenci Irwin Yablans i Moustapha Akkad powzięli decyzję o realizacji niskobudżetowego horroru, którego akcja rozgrywałaby się w okresie święta Halloween. Reżyserię postanowili powierzyć młodemu, obiecującemu reżyserowi nazwiskiem John Carpenter, który uwagę zwrócił na siebie za sprawą niskobudżetowego thrillera "Atak na posterunek 13". Carpenter propozycję ochoczo przyjął, zastrzegając sobie jednakże prawo do pełnej swobody artystycznej przy projekcie. Roboczo zatytułowany "The Babysitter Murders", szybko został jednak przechrzczony na proste i wymowne "Halloween"... 


Dalsze losy tego przedsięwzięcia są już doskonale znane każdemu miłośnikowi kina grozy: zrealizowany przy skromnym nakładzie środków obraz odniósł niespodziewany sukces, wyznaczając przy okazji żelazne reguły, jakie od tej pory miały obowiązywać w gatunku określanym mianem slashera. Jego wpływ na rozwój tego nurtu bezsprzecznie pozostaje nieoceniony, stawiając dzieło twórcy "Mgły" w jednym rzędzie z takimi tytułami jak "Psychoza" i "Czarne święta". Mamy więc uparcie milczącego zabójcę w masce (o rysach dziwnie zbliżonych do kapitana Kirka ze "Star Treka", który to fakt zawdzięczamy odpowiedzialnemu za kierownictwo artystyczne, Tommy'emu Lee Wallace'owi), który w wigilię Wszystkich Świętych urządza krwawą rzeź Bogu ducha winnym (no, może nie do końca, w końcu popalają trawkę i uprawiają przedmałżeński seks) nastolatkom. 


To, co jednak odgrywa w przypadku filmu Carpentera niebagatelną rolę to aspekt tajemnicy, uwidaczniający się w nieodgadnionej naturze zła. Michael Myers, który jako sześciolatek zamordował swoją rodzoną siostrę to postać-enigma. Jak mówi jego psychiatra, doktor Loomis (Donald Pleasence, który tą rolą zyskał sobie dozgonną sympatię horrormaniaków) jest on pozbawionym sumienia potworem, który utracił wszelkie ludzkie cechy. Jest także praktycznie wręcz niezniszczalny, zupełnie jakby powodowała nim jakaś diabelska siła, która z niewiadomych przyczyn przejęła kontrolę nad zwyczajnym chłopcem z małego miasteczka w Illinois. Niemożność zrozumienia motywów tego "boogeymana" to prawdopodobnie jeden z najbardziej stymulujących elementów całej historii – w końcu najbardziej boimy się tego, czego nie znamy i nie potrafimy racjonalnie wytłumaczyć. 


Kolejna składowa, bez której temat prawdopodobnie by "nie wypalił" to ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez samego reżysera. Zaskakująco prosta, ale idealnie grająca (sic!) na emocjach widza, potęgująca klimat zagrożenia, z czasem wyrosła wręcz na prawdziwy hymn hucznie obchodzonego przez Amerykanów święta zmarłych. Sposób, w jaki Carpenter łączy ją z obrazem, akcentując poszczególne sceny, sam w sobie już narzuca termin "perfekcja". 


Z prostackiej rozrywki dla niewybrednych gustów, bo za taką należy uznać nieskomplikowaną fabułę omawianej pozycji, ten niegdyś wytrawny mistrz atmosfery czyni arcydzieło gatunku, mogące pochwalić się rzeszą admiratorów na całym globie. Kto śmie w to wątpić, niech dokładnie przyjrzy się reżyserii choćby samej sekwencji otwierającej, w której poznajemy młodego Michaela. Warte zaznaczenia: jego oczy już wówczas są puste.

Ocena: *****




Later That Night...


Halloween II (1981)

dir. Rick Rosenthal


Po ogromnym sukcesie zrealizowanego za skromne 320 tysięcy dolarów "Halloween", w atmosferze rodzącej się mody na slashery, realizacja kontynuacji hitu Johna Carpentera wydawała się być przesądzona. Tym razem producenci byli nieco bardziej szczodrzy przy określaniu budżetu i wyłożyli na realizację sequela sumę dwóch i pół miliona dolarów. Za scenariusz ponownie odpowiedzialny był duet Carpenter-Debra Hill, sam twórca "Mgły" odmówił jednak powrotu na stołek reżysera. W tej sytuacji posadę objął nieznany szerzej Rick Rosenthal, który zwrócił na siebie uwagę autora pierwowzoru pracą na planie serialu "Secrets of Midland Heights". 


Akcja drugiej części rozgrywa się bezpośrednio po wydarzeniach przedstawionych w obrazie z 1978 roku. Laurie Strode (ponownie Jamie Lee Curtis) ledwo uszła z życiem z konfrontacji z ogarniętym żądzą mordu Michaelem. Koszmar jednak się nie skończył. Zabójca wciąż przeżywa na wolności i terroryzuje spokojne dotąd Haddonfield w trakcie upiornej halloweenowej nocy. Jego śladem podąża doktor Loomis (Donald Pleasence), zdeterminowany, by za wszelką cenę położyć kres szaleństwu, jakie rozpętał zbiegły pacjent. Tymczasem sam Myers przemierza miasteczko w poszukiwaniu swej niedoszłej ofiary...


Obraz Rosenthala nie przynosi żadnej wielkiej rewolucji, patrząc jednak z perspektywy czasu, można pokusić się o stwierdzenie, że mamy do czynienia z sequelem wzorcowym. Twórcy nie muszą tym razem bawić się w żadne zbędne wprowadzenia, podejmują temat w miejscu, gdzie został urwany poprzednim razem, co w pełni uprawnia otwarte zakończenie pierwszego "Halloween". Udało się zachować niepowtarzalny klimat znany z oryginału, o czym zaświadcza już "dyniowa" czołówka z charakterystycznym motywem muzycznym skomponowanym przez Carpentera. Największą zmianą okazuje się być umiejscowienie znacznej części akcji na terenie szpitala, do którego trafia straumatyzowana Laurie. To tutaj także poznajemy mroczny sekret dotyczący powinowactwa pomiędzy bohaterką, a jej milczącym oprawcą. Bardziej dosadne są sceny zabójstw, z tą najbardziej zapadającą w pamięć, w pomieszczeniu rehabilitacyjnym, na czele. Sam sposób powiązania poprzednikiem sprawia zaś, iż oba filmy doskonale wzajemnie się uzupełniają, seans łączony jest więc spełnieniem marzeń każdego miłośnika cyklu.


Warto w tym miejscu nadmienić, iż zgodnie z zamierzeniem autorów, historia Michaela Myersa na tym etapie jest zamknięta. Zło zostaje unicestwione, a sam Carpenter stracił zainteresowanie dalszym rozwijaniem wątków tej opowieści i zdecydował o przeniesieniu serii na inne tory. Z perspektywy lat, wiemy, iż koncepcja stworzenia kinowej antologii halloweenowych opowieści nie wypaliła. "Halloween III: Season of the Witch", które pod względem fabularnym odcinało się od dwóch wcześniejszych filmów, przez widownię przyjęte zostało chłodno. Sześć lat później, producenci postanowili kontynuować sagę, przywracając do życia zarówno Michaela, jak i doktora Loomisa (a uśmiercając z kolei Laurie), jednak kolejne odsłony powstawały już bez błogosławieństwa samego pomysłodawcy. Jeśli więc szukacie tego "prawdziwego" Halloween, to kanon jest właśnie tutaj: tej nocy "On" wrócił do domu.

Ocena: ****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz