10/17/2017

Saturday the 14th (1981)

dir. Howard R. Cohen



Przełom lat 70. i 80. Nowy podgatunek horroru, slasher, zdobywa coraz większą popularność. Wiosną 1980 roku, na przekór zwyczajowym narzekaniom krytyki, ekrany zdobywa szturmem skromny przedstawiciel nurtu pod tytułem "Piątek 13." w reżyserii Seana Cunninghama. W ślad za sukcesem filmu idzie fala naśladownictw: oprócz oficjalnych kontynuacji, pojawia się szereg imitacji, które dziś nazwalibyśmy zapewne mianem "spin-offów", rip-offów" czy jakichś tam jeszcze "offów". Do tej obszernej listy zalicza się komedia grozy "Saturday the 14th".


Małżeństwo z dwójką dzieci dziedziczy stara posiadłość. Po przybyciu do domu, okazuje się, że jest to zwykła rudera, na dodatek, zdaniem niektórych, nawiedzona. Najmłodsza latorośl przez przypadek otwiera złowrogą "Księgę Zła", uwalniając tym samym całą gromadę demonów. Po okolicy kręci się para wampirów, pani domu z dnia na dzień zmienia się w stroniącą od światła słonecznego dziwaczkę, a wkrótce do grona nieproszonych lokatorów dochodzi upiorny doktor Van Helsing...


Jak łatwo wywnioskować z powyższego opisu, obraz Howarda Cohena ze słynną serią, poza tytułem, wspólnego ma niewiele. To raczej przyciężka parodia klasycznych horrorów, w której spotkamy zamieniających się w nietoperze krwiopijców i szereg bestii rodem z kina klasy B. z lat 50. Mało wyrafinowany dowcip obliczony został na gusta odbiorców familijnej rozrywki. Wieje kiczem, ale raczej źle pojmowanym: "Saturday the 14th" sprawia wrażenie prostackiej, wykastrowanej z dwuznaczności odpowiedzi na kultowy "Rocky Horror Picture Show".


Aby jednak nie być zbyt okrutnym w ocenie omawianej pozycji, trzeba przyznać, że ma prawo wzbudzać nostalgię wśród widzów dorastających w latach 80. Umowność świata przedstawionego, nieco rubaszne podejście i frywolny klimat bywają ujmujące. Widząc zaś na wstępie logo wytwórni Rogera Cormana New World Pictures, automatycznie obniżamy poprzeczkę, dzięki czemu te niespełna półtorej godziny upływa w niezobowiązującej atmosferze. Czyli: jest głupawo, ale szczęśliwie obyło się bez bólu żuchwy.

Ocena: **


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz