Na wstępie filmu Antona Corbijna wita nas informacja, iż od czasu zamachów z 11 września 2001 roku, Hamburg znajduje się w centrum zainteresowania służb wywiadowczych całego świata. To tu planował ataki jeden z terrorystów... Zaraz potem poznajemy Günthera Bachmanna (Philip Seymour Hoffman), szefa tajnej rządowej jednostki do walki z terroryzmem. Günther aktualnie tropi świeżo przybyłego do Niemiec Czeczena, muzułmanina nazwiskiem Issa Karpov (Grigoriy Dobrygin). Ukrywający się w portowym mieście chłopak, korzysta z pomocy lewicującej prawniczki Annabel Richter (Rachel McAdams), która ma mu umożliwić kontakt z bankierem Tommy Brue (Willem Dafoe). W jego instytucji przechowywana jest fortuna, jaką pozostawił po sobie ojciec Issy, rosyjski wojskowy z mafijnymi powiązaniami. Bachmann podejrzewa, że rękę na pieniądzach planuje położyć Al-Qaeda...
Corbijn, który w 2007 roku zabłysnął "Control", biografią lidera Joy Division, Iana Curtisa, wziął tym razem na warsztat książkę jednego z najpoczytniejszych pisarzy z kręgu literatury szpiegowskiej, Johna le Carré. Ci, którzy czytali cokolwiek tego autora, tudzież oglądali którąś spośród ekranizacji jego twórczości, będą dobrze wiedzieć, z jakim typem kina mamy tutaj do czynienia. Poruszamy się w strefie "szarości", skrytych układów, toczącej się mozolnie inwigilacji. Nasz przewodnik po tym świecie zmęczonych agentów i konspiratorów, Günther to krępy, wiecznie popijający whisky profesjonalista. Ubrany w znoszony płaszcz, sprawia ciągle wrażenie, jakby był bliski rezygnacji. Jednocześnie, da się u niego zauważyć wciąż obecny rys idealistyczny: dobrze wie, że gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, by łapać płotki, zmuszony jest więc wiecznie ścierać się z uciążliwą i bezsensowną biurokracją. Rola ta była jedną z ostatnich w błyskotliwej karierze Hoffmana. Aktor, który stworzył wybitne kreacje w takich obrazach jak "Magnolia" czy "Capote", niedługo po premierze "A Most Wanted Man" na festiwalu w Sundance, zmarł w wyniku przedawkowania narkotyków. Rola Bachmanna tylko potwierdza jego klasę jako aktora, stanowiąc zarazem znacznie lepsze epitafium, aniżeli występy w młodzieżowym cyklu "Igrzyska śmierci".
Z pozostałych odtwórców, na wymienienie zasługują: jak zawsze niezawodny Defoe (z silnym, "niemieckim" akcentem) oraz konsekwentnie szukająca ucieczki ze świata komedii romantycznych McAdams. Jakby nie patrzeć, ten ponury, jak zwykle u le Carré'a zwieńczony deprymującym, pesymistycznym finałem obraz, posiłkuje się przede wszystkim wysokiej klasy aktorstwem. Od intrygi i psychologicznego zniuansowania postaci nie odwrócą bowiem naszej uwagi strzelaniny i pościgi. Taka formułą kina szpiegowskiego doskonale pasuje także do oszczędnego stylu Corbijna, który z dyscypliną prowadzi akcję, umiejętnie rozkłada akcenty i sprawną ręką wykorzystuje możliwości podlegających mu aktorów.
Mógłbym oczywiście przyczepić się do pewnych uproszczeń (czasem odnosi się wrażenie, że jak na zawodowych szpiegów, bohaterowie czasem wiedzą zaskakująco mało albo też za dużą rolę odgrywają zbiegi okoliczności), ale po co? Wszak to nie dokument, a jedynie wciąż kino rozrywkowe. Na pewno wyższej klasy i o większych ambicjach, aniżeli blockbustery z udziałem Toma Cruise'a, niemniej jednak chodzi o to samo: trzymać widza w napięciu, wodzić go za nos, sprawiać by wstrzymywał oddech. Corbijnowi ta sztuka się udaje. Ocena: ****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz