2/18/2018

Darkest Hour (2017)

dir. Joe Wright



Maj 1940. W obliczu nacisków ze strony opozycji, Neville Chamerlain zmuszony jest ustąpić ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii. Na jego następcę wytypowany zostaje Winston Churchill, pomimo, że jego kandydatura od początku budzi spore kontrowersje. Jako nowa głowa rządu, musi stawić czoła naciskom stronnictwa we własnej partii, które pragnie prowadzić rozmowy pokojowe z III Rzeszą. Churchill zdecydowany jest tymczasem, mimo miażdżącej przewagi wroga, kontynuować wojnę...


Akcja filmu Joe Wrighta ("Duma i uprzedzenie", "Pokuta") obejmuje mniej więcej dwa pierwsze tygodnie rządów Churchilla, nie mamy więc do czynienia z typowym filmem biograficznym, ale akurat taka "wyrywkowa" formuła często sprawdza się lepiej, niż karkołomne próby ujęcia danego życiorysu w ramach dwugodzinnego seansu. Poza tym, mimo, że słynny polityk jest tu na pierwszym planie, najważniejszy pozostaje sam dylemat: walczyć  czy pójść na układ i de facto się poddać. Twórcy filmu jednoznacznie dają do zrozumienia, że tylko nieugięta postawa Churchilla pozwoliła Anglikom uniknąć losu tchórzliwych sąsiadów zza kanału La Manche. Jak przystało na hollywoodzkie kino, mamy więc tutaj sporo uproszczeń, ale dzięki temu całość z pewnością jest bardziej przystępna dla zwykłego widza, który "łyknie" ją równie łatwo jak choćby, cokolwiek landrynkowe "Jak zostać królem", triumfatora Oscarów za 2010 rok. 


Opowieść o zakulisowych rozgrywkach w obliczu kryzysu, opowiedziana została z wigorem i dużą dozą humoru, toteż ta "lekcja historii" ani przez moment nie nuży. Będzie też nieco na temat silnych, pozostających w cieniu kobietach, tak by wpisać się w wymogi współczesnych trendów, na szczęście jednak scenarzysta nie gubi z oczu istoty problemu, którym są ważące się losy świata. Gorzej, że ciężkie churchillowskie dylematy w ostatniej pół godzinie opatrzone zostały potężną dawką lukru i patosu, które wspólnie tworzą ciężkostrawną mieszankę. Gdyby uniknąć tego wazelinowatego wodolejstwa, "Darkest Hour" byłoby naprawdę wciągającym, sprawnie opowiedzianym historycznym biopic'iem, a tymczasem finałowe "laurkowanie" skutecznie zaniża ocenę.


Atrakcją samą w sobie jest z pewnością występ Gary'ego Oldmana w roli głównej. Tony charakteryzacji, szczęśliwie nie "przeszkadzają" mu w graniu, jak miało to miejsce choćby w przypadku sir Anthony'ego i jego interpretacji Hitchcocka, aktor celnie wypunktowuje dziwactwa i bełkotliwą manierę Churchilla, tworząc postać żywą, barwną, zdolną wzbudzać u widza empatię, nawet jeśli to bardzo ubogi, bo jednostronny, rys charakterologiczny. Dobra, choć nie wybitna (bo i takie opinie z pewnością się znajdą) kreacja, która niesie ten ciekawy, acz nierówny obraz.

Ocena: ***½



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz