2/10/2018

Blutiger Freitag (1972)

dir. Rolf Olsen



Heinz (Raimund Harmstorf) jest recydywistą o aparycji członka Hell's Angels. W perspektywie ma przed sobą długoletnią odsiadkę, jednak tuż przed wejściem na salę sądową, dzięki pomocy kompana, udaje mu się zbiec strażnikom. Zbir marzy o ucieczce do Australii, jednak by zrealizować swój plan, musi najpierw zdobyć fundusze. Wraz z długoletnim przyjacielem i bratem jego dziewczyny, niedoszły skazaniec opracowuje plan napadu na bank. Jedno, czego rabusie nie biorą pod uwagę, to nieprzewidziane wypadki losowe...


Zarys fabuły "Blutiger Freitag" nie pozostawia wątpliwości: to klasyczny heist movie, w którym grupa złodziei nagle znajduje się pod obstrzałem sił policji i zmuszona jest wziąć zakładników. Zamiast jednak z mało znanym predecesorem "Pieskiego popołudnia", mamy tutaj do czynienia z perłą w koronie niemieckiego kina eksploatacji. Zważywszy, że Republika Federalna Niemiec akurat w tej dziedzinie nie może poszczycić się  tak wieloma zasługami jak niektórzy jej (dalsi) sąsiedzi, może nie brzmi to jak szczególna rekomendacja, ale nie dajcie się zwieść pozorom: gdyby nie język Goethego, którym posługują się bohaterowie, można by wręcz odnieść wrażenie, że to jeden z masowo produkowanych we Włoszech lat 70. obrazów z nurtu poliziotteschi. Akcja mknie wartko, poczynaniom kryminalistów towarzyszy funkująco-jazzowa ścieżka autorstwa Francesco De Masiego, a od strony realizacyjnej zdecydowanie bliżej tu do kryminałów z Półwyspu Apenińskiego, aniżeli kina Fassbindera. Z tym ostatnim tytuł łączy jedynie miejsce akcji: Monachium.


Nie ma sensu nikogo okłamywać co do poziomu aktorstwa czy nieco nazbyt drewnianych dialogów: obraz Rolfa Olsena ma dostarczać emocji za pomocą niewyszukanych środków. Jednocześnie jednak, każda z kluczowych postaci zarysowana została wystarczająco wyraźnie, abyśmy byli w stanie poczuć z nimi więź. O ile wparawdzie brutal Heinz nie budzi zbyt wielkiej sympatii, o tyle motywacje byłego żołnierza Christiana i jego ciężarnej siostry bardzo łatwo już zrozumieć. Zgodnie jednak z prawidłami (pod)gatunku, nawet jeśli chęci są w miarę dobre, rozpętanie samonakręcającej się spirali przemocy musi zostać odpowiednio ukarane.


"Blutiger Freitag" posiada w zasadzie wszystko, czego byśmy oczekiwali od B-klasowego thrillera z tego okresu: są pościgi samochodowe, strzelaniny, twardzi faceci i pyskujące kobiety oraz odpowiednia dawka brutalności i czerwonej farby. Ba! Znalazło się nawet miejsce na psychodelicznie odjechaną scenę gwałtu, która pomimo, że nie należy do szczególnie dosłownych, to i tak zasługuje na to, by zapisać się na stałe w annałach midnight cinema.

PS. W 2015 roku ruszyła na Kickstarterze, zakończona powodzeniem, zbiórka funduszy na renowację filmu. W odświeżonej wersji, dzieło Olsena posiada jeszcze "krwawsze" walory, a na dodatek można się nimi cieszyć w rozdzielczości 4K.

Ocena:****



2 komentarze:

  1. Fajnie, że się skusiłeś. Jestem jednym z tych szczęśliwców, którzy mają tę wersję (zresztą przebogatą) odrestaurowaną, z akcji na Kickstarterze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, strasznie fajna inicjatywa. A film poniekąd z tych zapomnianych, więc fajnie, że są zapaleńcy, którym się chce odrestaurowywać i przybliżać kolejnym pokoleniom.

      Usuń