10/26/2016

Lo squartatore di New York (1982)

dir. Lucio Fulci



Lucio Fulci zajmuje szczególne miejsce w panteonie reżyserów kina grozy. Należał do pokolenia włoskich twórców, które wytrwale imitowało styl i koncepty podpatrzone w hollywoodzkich produkcjach. Mimo, że pozbawiony tchnienia geniuszu, które cechowało takich wirtuozów obrazu jak Sergio Leone czy Dario Argento, opanował reżyserskie rzemiosło w stopniu wystarczającym, aby na przestrzeni lat wypracować sobie rozpoznawalną markę. I choć w jego bogatym dorobku znajdziemy zarówno westerny, filmy przygodowe, sensacyjne czy komedie, w pamięci ogółu zapisał się jako „ojciec chrzestny kina gore”. Szokujące efekty obecne będą u niego bowiem zarówno w stawiających na gęstą atmosferę horrorach ("E tu vivrai nel terrore: L’aldilà"), końskich operach ("I Quattro dell'apocalisse"), jak i obrazach spod znaku giallo. 


Czołowym przedstawicielem tego ostatniego nurtu w filmografii Fulciego jest "Nowojorski rozpruwacz", będący próbą przeniesienia włoskiej odmiany kryminału na amerykański grunt. Tytułowa metropolia terroryzowana jest przez seryjnego mordercę kobiet, który wzorem słynnego Kuby Rozpruwacza rozprawia się ze swymi ofiarami w iście rzeźnickim stylu. Tropiący zabójcę porucznik Williams kontaktuje się z uniwersyteckim specjalistą w dziedzinie socjopatii, licząc, że ten pomoże mu w ujęciu sprawcy brutalnych zbrodni...



Podobnie jak w przypadku znaczącej większości włoskich podróbek masowo produkowanych w latach 70. i 80., obraz twórcy "Zombi 2" opiera się przede wszystkim na ogranych kliszach i schematach. W rdzennie amerykańskim wydaniu zdawały się one wówczas działać bez zarzutu, w wersji spaghetti z reguły obnażały całą swoją absurdalność i umowność. Nie inaczej ma się rzecz w tym przypadku: podążający śladem psychopaty "twardy glina" to - jakżeby inaczej - zmęczony życiem wyga, jego jajogłowy pomocnik mieni się z kolei "geniuszem", nie wiedzieć jednak czemu, z jego ust padają wyłącznie banalnie idiotyczne stwierdzenia, które w śledztwie nijak nie są w stanie pomóc. Pewną innowacją jest za to sposób przedstawienia mordercy, którego znakiem rozpoznawczym jest sposób wysławiania się, przywodzący na myśl... kaczkę. Co do jego tożsamości, jak przystało na rasowy okaz giallo, zwodzeni jesteśmy do samego finału. Wielkich zaskoczeń nie należy się spodziewać, choć gwoli sprawiedliwości należy przyznać, że tu i ówdzie scenariusz myli tropy całkiem zręcznie. 


Nie pomysłowej fabule, ani suspensowi "Nowojorski rozpruwacz" swą sławę jednak zawdzięcza, a sekwencjom pełnym krwawej przemocy. Brutalne sceny okaleczeń i mordów sprawiły, iż film Fulciego został zakazany w wielu krajach. Wpisany na listę "video nasties", przez wiele lat miał zamkniętą drogę na rynek brytyjski i po dziś dzień nie doczekał się tam wydania w wersji nieocenzurowanej. Przesiąknięty mizoginią sadyzm nadal może wywoływać wzburzenie u co wrażliwszych widzów, jednak na tle coraz bardziej bezkompromisowych tworów ekstremalnej odnogi horroru, gore w wydaniu maestro Fulciego jawi się jako nader niewinne i nieszkodliwe.



"Lo Squartatore di New York", jak brzmi oryginalny tytuł omawianej tutaj pozycji, to przede wszystkim gratka dla oddanych wielbicieli włoskiej kinematografii tańszego sortu. Nie dorównuje poziomem najwybitniejszym przedstawicielom stylistyki giallo, jakością ustępuje także co ciekawszym dziełom samego pana Fulciego. Eksploatacyjny charakter przedsięwzięcia i fabularna dezynwoltura czynią jednak zeń udaną zabawę w duchu campu. Relikt z czasów, gdy na Półwyspie Apenińskim wzorem do naśladowania były takie tytuły, jak "Obcy" czy "Terminator", a wiarygodność imitacji zapewniał pokraczny anglojęzyczny dubbing.

Ocena: ***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz