Midnight Confessions Double Feature: FATAL GAMES / SILENT MADNESS
Fatal Games (1984) dir. Michael Elliott
Jak nie na przedmieściach, to pośrodku lasu. A jak nie tam to gdzie? Najlepiej w szkole średniej. Odpowiedź na pytanie, gdzie najlepiej urządza się rzeź nastolatków, wydaje się być nader prosta. Twórcy "Fatal Games" dorzucili do mikstury lekkoatletykę i przepis na udany slasher wydawał się być niezawodny.
Na pierwszym planie w filmie Michaela Elliotta mamy grupę młodocianych czempionów ze sportowego liceum. Dzieciaki ciężko harują, aby polepszać wyniki, tym bardziej że presja ze strony kadry nauczycielskiej jest duża. Nagle, ni stąd, ni zowąd, kolejni uczniowie zaczynają znikać bez śladu. Wieczorami, po szkolnych korytarzach grasuje zamaskowany morderca...
"Fatal Games" to niskobudżetowy horror, w którym pobrzmiewają echa kilku bardziej znaczących dla nurtu pozycji, jak "Graduation Day" czy "Sleepaway Camp". Aktorstwo, jak na skromny standard produkcji specjalnie nie boli, choć już na przykład ścieżka dźwiękowa czy zdjęcia mogą wpędzić widza w rozdrażnienie. Brak szczególnych innowacji pod względem fabularnym, twórcy rekompensują oryginalnym narzędziem zbrodni. Morderstwa z użyciem oszczepu prezentują się efektownie (zwłaszcza scena na basenie stanowiła przyjemna niespodziankę), toteż miłośnicy gatunku nie powinni czuć się pod tym względem zawiedzeni.
O dziwo, egzamin (sic!) zdaje również finał, który wprawdzie kopiuje motyw z innego slashera (nie będę w tym miejscu spojlerował), ale zapewnia miły, kiczowaty efekt na sam koniec. Dodajmy do tego typowo "ejtisowy" kawałek na wstępie i kilka par nagich piersi co jakiś czas, a efekt może się okazać, koniec końców, całkiem przyjemny. Jeśli więc nie przeszkadza wam odrobina amatorki tu i ówdzie, to jest szansa, że odbierzecie pozytywnie tę sportową masakrę.
Zostając w slasherowych klimatach, udajemy się do szpitala psychiatrycznego. "Silent Madness" będzie więc z kolei tanią kopią klasyka Johna Carpentera.
Prezentowany w kinach w 3D obraz Simona Nuchterna jest tyleż odtwórczy, co na dłuższą metę nużący. O ile wprowadzenie może jeszcze sugerować "serowy" ubaw, to im dalej, tym mniej ciekawie. Naiwny scenariusz, durne dialogi, słabe aktorstwo i nijaka postać mordercy nie pozostawiają złudzeń: "Silent Madness" zasługuje na zapomnienie. Kilka nieźle zrealizowanych scen ataku zabójcy nie jest w stanie urozmaicić półtoragodzinnego seansu złożonego z klisz, schematów i nieprzekonujących zwrotów akcji.
Ciekawostkę, stanowić może rzeczona pozycja jedynie właśnie oglądana w formacie 3D, jako że niektóre ujęcia zostały specjalnie sprokurowane pod taki rodzaj rozrywki. Kopie na Blu-Ray można nabyć za pośrednictwem Ebaya, tam też odsyłam więc kolekcjonerów rzadkich okazów. Niedzielnych widzów zaś przestrzegam: lepiej sobie darować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz