10/17/2016

Crash (1996)

dir. David Cronenberg


Wydana w 1973 roku powieść Jamesa Ballarda o wymownym tytule "Crash" wywołała w momencie publikacji liczne kontrowersje. Opowieść o grupie ludzi, którzy seksualne spełnienie odnajdują podczas uczestnictwa w specjalnie w tym celu aranżowanych wypadkach samochodowych, szokowała choćby już za sprawą samej tematyki. Przedstawione w książce zagadnienia niezwykle bliskie były w szczególności pewnemu kanadyjskiemu reżyserowi, który w naturalny sposób wydawał się predysponowany do przeniesienia jej na ekran. Motyw deformacji ciała, jego transformacji w zetknięciu z nowoczesną techniką to najczęściej powracające w dorobku twórcy "Wideodromu" lejtmotywy, nic więc dziwnego, że to właśnie on zaprezentował w 1996 roku swoją adaptację skandalizującej prozy Ballarda.


James Ballard (James Spader) i jego żona Catherine (Deborah Kara Unger) to małżeństwo "wyzwolone": z zapamiętaniem eksperymentują, wciąż spragnieni nowych seksualnych podniet. Nieznane dotąd horyzonty otworzy przed nimi kraksa, w której bierze udział James. Pokiereszowany trafia do szpitala, gdzie dochodzi do siebie również doktor Helen Remington (Holly Hunter), która siedziała za kierownicą drugiego spośród samochodów biorących udział w wypadku. Ona też wprowadzi małżeństwo Ballardów w świat niebezpiecznych doznań motoryzacyjnych...


Twórczość autora "Imperium Słońca" uznawana jest za jedną z głównych inspiracji dla nurtu cyberpunku, co szczególnie wyraźnie widoczne jest właśnie w przypadku "Crash". Obecna w książce, a w ślad za nią także w filmie koncepcja technologii wdzierającej się w ludzką cielesność niezwykle bliska była autorom pokroju Williama Gibsona. Destrukcyjny charakter mariażu fizyczności człowieka z tworem mechanicznym uwypukla się w fetyszystycznej celebracji maszyny: miażdżona karoseria i rozrywana na strzępy tapicerka zestawione są z obrazami okaleczonych, pokrytych bliznami ciał. Czy to wciąż jeszcze parafilia czy też może zwiastun nieodległej przyszłości? 


Obraz Cronenberga spotkał się z oburzeniem ze strony konserwatywnych kręgów oraz rozmaitych "krzykaczy" (jeden z czołowych brytyjskich brukowców, "Daily Mail", prowadził przeciwko filmowi zaciętą krucjatę), również wśród krytyki wywołując mieszane reakcje. Główne zarzuty dotyczyły obsceniczności i nieodzownej w tym przypadku przemocy, rzadko jednak kto był w stanie zajrzeć pod wywołującą niezdrowe emocje powłokę, by odkryć zawarte w scenariuszu drugie dno. Zresztą, jak przystało na dzieło bezkompromisowe, łamiące tabu, "Crash" w dalszym ciągu dzieli odbiorców na dwa obozy. Zarówno poruszona problematyka, jak i stosowane przez Kanadyjczyka środki wyrazu nie nadają się na każdą wrażliwość, z pewnością jednak warto docenić odwagę twórczą, jak i poziom wykonania. Uchwycone zimnym, acz subtelnym okiem kamery Petera Suschitzky'ego sceny zbliżeń są na tyle wykwintne, że wymykają się posądzeniom o propagowanie pornografii. Najbardziej cenny wentyl bezpieczeństwa stanowi jednak w tym przypadku warstwa psychologiczna, zawsze istotna w kinie Cronenberga, choć skrywana pod warstwą poharatanej tkanki i zmian skórnych.


Ciało jako narzędzie, ale również dzieło sztuki, glina, którą można formować na nowo do momentu, gdy nie nastąpi ostateczne zmęczenie materiału. Ewentualnie bardziej gwałtowne rozwiązanie, jak w przypadku Jamesa Deana, wielkiej hollywoodzkiej legendy. Nagła eksplozja zmysłów, którą porównać można do zagęszczonego orgazmu. Śmierć pośród dźwięków torturowanej stali jako jedyny rodzaj akceptowalnego wyzwolenia. Chory romantyzm, wynaturzenie? Być tak może. Można nie rozumieć, nie chcieć zaakceptować, pamiętajmy jednakże, że wszystko jest subiektywne, a piękno zawsze tkwi w oku patrzącego.

Ocena: *****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz