dir. David Marconi
Charlie (Miguel Ferrer) jest scenarzystą. Swój najnowszy
scenariusz pisze od miesięcy, kolejne jego wersje odrzucane są przez studio,
Charlie nanosi kolejne poprawki, ale to wciąż nie to czego chcą producenci. Ostatecznie
pada decyzja, by wysłać Charliego do Meksyku, gdzie miałby zbadać sprawę
zabójstwa na zlecenie, co mogłoby tchnąć w jego skrypt odrobinę autentyzmu. Na
miejscu okazuje się, że ofiara była pedofilem, a okoliczności jej śmierci
zostały zatuszowane przez skorumpowanych funkcjonariuszy policji. Na domiar
złego Charlie traci głowę dla lokalnej femme fatale (Leilani Sarelle)…
Neo-noir z domieszką thrillera erotycznego, nad wyraz
smakowity, prosto z czasów, kiedy tego typu mieszanki były najbardziej na
fali. Stojący za kamerą David Marconi wyreżyserował w trakcie swojej kariery
tylko dwa tytuły (drugim jest thriller Zderzenie
z 2013 roku), na przestrzeni lat skupiał się głównie na scenariopisarstwie (m.in.
Wróg publiczny [1998] i Szklana pułapka 4.0 [2007]). Rękę
zawodowego scenarzysty widać i czuć tu na każdym kroku, wszak to obraz o
twórczej niemocy, w dodatku z „zawodowym” twistem w drugiej połowie. Atmosfera
jest tu parna, gęsta niemalże niczym w Bartonie
Finku (1991), jednak podczas gdy Coenowie obierali kurs na satyrę i czarny
humor, Marconi wybiera rozrywkę opartą na sprawdzonych wzorcach. I wychodzi mu
z tego naprawdę konkretny misz-masz. Miejscami może za bardzo naciągany, w
drugiej połowie skręcający już całkowicie w kierunku przegiętej klasy B, gdzie
w tle majaczy paranoja i teorie spiskowe.
Scenariusz The Harvest
jest przy tym jednak bardzo samoświadomy: to wszystko to gra z
przyzwyczajeniami widza, nieoczekiwanie inteligentna i zabawna. Kiedy już myślimy,
że historia wpadła w sidła sztampy, twórcy udaje się wykonać karkołomny manewr
i wszystko racjonalnie uzasadnić. Świetnie są tu też wyważone proporcje między
ekranową duchotą i dekadencją (handel organami, podejrzany gejowski bar dla
bogatych amerykańskich turystów), a pastiszowym zacięciem (tutaj z kolei warta
wymienienia scena seksu podczas jazdy samochodem).
No i – last but
not least – wyborna obsada. Na pierwszym planie mamy Ferrera, który
niesłusznie spychany był zawsze na drugi plan, a tutaj udowadnia, że idealnie
sprawdza się również jako główny bohater, nieco neurotyczny, a zarazem
przekonujący jako lep na kobiety. Objawieniem jest bez dwóch zdań ówczesna
małżonka aktora, wcielająca się w jego ekranową partnerkę: Sarelle swoje pięć
minut miała przy okazji występu w Nagim
instynkcie (1992), prawdziwy seksapil i charyzmę pokazuje jednak dopiero w
pełnowymiarowym występie jako dwuznaczna heroina, na przemian niebezpieczna,
seksowna i bezbronna. Jest też Henry Silva w niewielkiej, ale kluczowej roli
meksykańskiego gliniarza: jak to u niego mamy do czynienia z klasycznie rasowym skurwielem z błyskiem w oku.
The Harvest nie podbiło
kin, przeszło bez echa i popadło w zapomnienie. Tymczasem to znacznie ciekawsza
i lepsza pozycja od wielu popularnych thrillerów erotycznych z okresu, które
zestarzały się niekoniecznie z gracją. Marconi bawi się konwencją z wyraźną
radością, wyciska z fabuły siódme poty, potrafi zaskakiwać i mrużyć do widza
oko bez popadania w śmieszność. Bardzo fajna sprawa, może za bardzo ekstrawagancka dla mainstreamu w swym eklektyzmie, ale przez to tym bardziej godna odkurzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz