11/03/2021

I Don't Want to Be Born (1975)

dir. Peter Sasdy 


Pierwsze zaskoczenie następuje już w trakcie napisów początkowych. Oto naszym oczom ukazuje się oblicze kobiety przeżywającej intensywny orgazm. Po chwili okazuje się, że to nie orgazm, tylko poród. Znajdująca się w ostatniej fazie stanu błogosławionego Joan Collins rodzi syna, który – zgodnie ze słowami lekarza „nie chce się urodzić”. Ów syn z biegiem czasu okaże się być – jakżeby inaczej – diabłem wcielonym. Matka wkrótce dostanie pazurami po twarzy, a w pokoju dziecięcym zaczną odchodzić dantejskie sceny, jakby właśnie nawiedzili go członkowie The Who w imprezowym nastroju. Z retrospekcji dowiadujemy się, że bohaterka imieniem Lisa (z niewiadomych przyczyn w niektórych wersjach dubbingowych przemianowana na Sharon, stąd też jeden z alternatywnych tytułów filmu brzmi Sharon’s Baby) swego czasu była tancerką w podrzędnych klubach, gdzie robiła za Esmeraldę z Katedry Marii Panny w Paryżu (1831) Viktora Hugo. Pewnego wieczoru jej sceniczny partner, lubieżny karzeł, zaczął ją napastować. Lisa odrzuciła jego awanse, w związku z czym nieborak przeklął ją, zwiastując że jej dziecię będzie Antychrystem. Nie pogubiliście się jeszcze? To lecimy dalej. Niemowlę rośnie w zastraszającym tempie i jest coraz silniejsze: zostawione z opiekunką podtapia ją w kąpieli, a gdy to nie odnosi zamierzonego skutku, wpycha biedaczkę do stawu w trakcie spaceru, rozwalając jej głowę o kamień (wciąż mówimy o berbeciu kwilącym w wózku z gondolą, żeby była jasność). Następnie zaczyna po kolei policzkować każdego nieboraka, który zechce przyjrzeć mu się z bliska – nie widzimy w kadrze samej czynności, jedynie postać z zakrwawionym nosem po fakcie. Należy więc podejrzewać, że osesek ma krzepę Mike’a Tysona. W związku zaś z faktem, że dzieciak jest nadpobudliwy, od poczęcia lekarz i rodzice szprycują go środkami uspokajającymi. Od czasu do czasu jego rozhisteryzowana mamuśka ma dodatkowo zwidy, za sprawą których buźka szkraba przeistacza się w oblicze obłapiającego ją karypla…

Mało? W pakiecie dostajemy scenę łóżkową między dwójką rodziców, którzy przed wskoczeniem w pielesze zastanawiają się czy zajrzeć do pokoju dziecięcego. Z pomysłu rezygnują, stwierdzając że skoro jest cisza, to znaczy że pociecha śpi. I dalej, obmacywać się i turlać przez całą szerokość łóżka. Ale zło nie śpi, o nie! Po tym jak bobas wymorduje większość otoczenia (w tym dekapitując przy użyciu łopaty lekarza położnika odtwarzanego przez zdezorientowanego przez większość czasu Donalda Pleasence), do akcji wkracza importowana z Włoch zakonnica (jedna z pierwszych ról filmowych Eileen Atkins, która popisuje się tutaj – nie wiedzieć czemu – siermiężnym akcentem tawariszcza zza Żelaznej Kurtyny), która robi mu kilka razy „The Power of Christ Compels You”, czyni nad nim międzynarodowy znak krojenia pizzy na czworo, odczytuje kilka wersów z katechizmu po łacinie i po sprawie. Moc nieczysta pod postacią zbereźnego karła została pokonana przy akompaniamencie pląsających w negliżu tancerek.

Jak nietrudno wyczytać z tego skondensowanego opisu, dzieło Petera Sasdy’ego (kilka lat później da światu równie kuriozalne The Lonely Lady, w którym Ray Liotta gwałci Pię Zadorę przy użyciu szlaucha) to prawdziwe tour de force zdebilenia, crème de la crème nieudolnych szatańskich rip-offów. Kręcony z pokerową twarzą Bustera Keatona popis nieudolności, który zaskakuje praktycznie na każdym kroku. I jako taki z czasem doczekał się grona sympatyków, z lubością celebrujących kolejne wpadki i poronione pomysły twórców. Ciężko bowiem wyobrazić sobie, co czuła obsada podczas czytania scenariusza, dlaczego uznani aktorzy pokroju Pleasence’a i Atkins nie zerwali kontraktu. Jedynym, który tak naprawdę zdaje się dobrze bawić w tym burdelu opanowanym przez kretynów jest John Steiner, wcielający się we właściciela klubu ze striptizem i byłego fagasa bohaterki. W momencie, gdy widzimy jego wysuszoną maskę okutaną w habit kwaśny tryper heksowego zgąbczenia mózgu sięga zenitu, a my jako widzowie nie mamy innego wyjścia, jak poprosić o kolejny strzał.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz