2/21/2021

L'uomo senza memoria (1974)

dir. Duccio Tessari


Edward (Luc Merenda) przed ośmioma miesiącami uległ wypadkowi, który spowodował u niego utratę pamięci. Nie wie, kim jest, nie pamięta ludzi ze swojego otoczenia, a dane wpisane w jego paszporcie są najprawdopodobniej fałszywe. Pewnego dnia zgłasza się doń pewien mężczyzna, który podaje się za dawnego znajomego. Kiedy zostają sam na sam, człowiek próbuje zabić Edwarda, by po chwili samemu zginąć od kuli tajemniczego snajpera. Niedługo potem bohater otrzymuje pocztą bilet lotniczy do Włoch: ma się udać do Portofino, by tam spotkać się ze swoją żoną. Sara (Senta Berger) okazuje się nie wiedzieć zbyt wiele o przeszłości małżonka, podobnie jak nie wie kim są zabójcy, którzy w ślad za nim przybyli do nadmorskiego kurortu…


Duccio Tessari, podobnie jak większość kolegów po fachu, w latach 60. i 70. sumiennie odrabiał lekcję kolejno ze spaghetti westernu (Una pistola per Ringo [1965]), giallo (The Bloodstained Butterly [1970]) i poliziottesco (Tony Arzenta [1973]). L’uomo senza memoria aka Puzzle (oryginalny włoski tytuł oznacza po prostu „Człowiek bez pamięci”) to kolejny udany wkład do żółtego nurtu obok wspomnianego filmu z Helmutem Bergerem. Cała intryga zasadza się tutaj na zagadce tożsamości głównego bohatera i scenariusz zręcznie myli tropy, zwodząc co rusz widza, który wie dokładnie tyle, ile na danym etapie wie cierpiący na amnezję Edward. Nie mamy tutaj zabójcy w czarnych rękawiczkach, nie ma nawet prawie w ogóle morderstw: jedno następuje na samym początku i jest bezkrwawe, drugie – z użyciem brzytwy – pojawia się w krótkiej retrospekcji, jest też bijatyka zakończona upadkiem z klifu.


Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu przyjemności z kryminalnej łamigłówki rozgrywanej w bajecznych lokacjach spokojnej miejscowości wypoczynkowej, którą w popularnym hicie opiewał Engelbert Humperdinck. Brak krwawych atrakcji wynagradza zresztą finał, w którym w ruch idzie… piła mechaniczna! Akcja z jej udziałem jest wprawdzie dość krótka, ma jednak znaczenie rozstrzygające, a do tego ogrodnicze akcesorium służy tutaj jako narzędzie zbrodni – dokładnie w tym samym roku, w którym kina za oceanem zaatakowała Teksańska masakra Tobe Hoopera (a w dwa lata po szokującym zakończeniu Ostatniego domu po lewej).


Miłośnicy celuloidowej żółci znajdą więc tutaj i konkretny suspens, dobre plot twisty (znaczenie pewnej postaci odkryłem dopiero wówczas, gdy twórcy wplątali ją w istotny dla fabuły „zbieg okoliczności”, a więc dokładnie wtedy gdy powinna zacząć mi „świtać lampka”, nie wcześniej), obowiązkowe gatunkowe chwyty w "nieoczywistym" wydaniu (znów kłania się Powiększenie), jak i odrobinę soczystej czerwieni – wszak tylko u Włochów krew miała tak piękną barwę. Co istotne, nie ma tu zbyt wielu absurdów fabularnych, a aktorstwo i dialogi stoją na porządnym poziomie, nawet więc jeśli nie jest to ścisła czołówka nurtu, to zdecydowanie Puzzle plasują się powyżej średniej: wciągająca szarada (notabene: z Szarady Stanleya Donena film zapożycza scenę z zapałkami, świadomie puszczając oko do odbiorcy) w wakacyjnych dekoracjach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz