8/29/2018

Fascination (1979)

dir. Jean Rollin



Jean Rollin wchodzi w skład ścisłego panteonu kultowych twórców eurotrashu, ale – podobnie jak jego niestrudzony kolega "po sąsiedztwie", Jesús Franco – budzi dość skrajne reakcje. Opinie na temat jego twórczości z reguły wahają się od uwielbienia po zdecydowaną niechęć. Dla jednych mistrz kreowanego niskim nakładem gotyckiego klimatu, dla innych – pretensjonalny nudziarz. Nie ulega jednak wątpliwości, że każdy, kto interesuje się stylowo podanym kinem grozy z sowitą porcją erotyki, ten z dorobkiem Francuza winien się zapoznać.


W „Fascination”, jednym z najbardziej znanych dokonań Rollina, podążamy śladem rabusia, który musi salwować się ucieczką przed bandą bezlitosnych bandziorów, których wykiwał na łup. Złodziej znajduje schronienie w położonym na odludziu zamku, zamieszkanym przez dwie młode niewiasty. Przybysz terroryzuje je przy użyciu broni, jednak dziewczęta nie wydają się być specjalnie przejęte jego obecnością. Otwarcie powtarzają, że wieczorem czeka ich wizyta grupy ważnych gości, którzy nie powinni zastać na miejscu nieproszonego osobnika…


Twórca „La Morte Vivante” od pierwszych scen skupia się na kreowaniu gęstej atmosfery, która zdaje się być dla niego nierzadko ważniejsza od logiki wydarzeń, a już na pewno od tempa akcji. Zachowanie postaci bywa irracjonalne, dzieje się – przynajmniej z wierzchu – niewiele. Ale to właśnie ta gotycka aura liczy się w największym stopniu. To gustowny i finezyjny horror nastroju, który potrafi - jakby od niechcenia - wpędzić widza w lekką konsternację. Ci bowiem, którzy spodziewaliby się szablonowego wampirycznego sztafażu, poczują się zaskoczeni. Powiedzmy, że finałowe "odsłonięcie kart" wznosi tematykę wampiryzmu na zupełnie inny "level". Przyznam, że bardzo mi takie rozwiązanie odpowiada.


Kolejną kwestia jest erotyzm, który wręcz kipi z ekranu. Rollin wybrał urodziwe aktorki i – swoim zwyczajem - skwapliwie skorzystał z tego atutu. Powracają, jakże chętnie eksponowane przez reżysera na przestrzeni lat, ulubione lesbijskie wątki. Wcielające się w parę urodziwych kochanek Brigitte Lahaie i 
Franca Maï chętnie pozbywają się krępujących ruchy ubrań, skutecznie podgrzewając temperaturę opowieści. Dla filigranowej Maï był to ekranowy debiut, po którym bynajmniej nie rozpoczęła wielkiej kariery, nad czym - patrząc na jej figurę - należałoby ubolewać. Lahaie, wówczas wciąż jedna z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd francuskiej branży porno, współpracowała już wcześniej z Rollinem przy okazji „Vibrations Sensuelles” oraz „Les Raisins de la Mort”. To właśnie na planie pierwszego z wymienionych filmów, reżyser dostrzegł u aktorki potencjał, który zdecydował się wykorzystać w „normalnym” kinie. Lahaie zaliczyła następnie transfer do mainstreamu, choć po upływie lat wciąż najbardziej kojarzona jest z produkcjami dla dorosłych.


Tak jak w wielu innych filmach twórcy, „Fascination” przykuwa uwagę zarówno pięknymi kobiecymi ciałami, jak i obrazem. Znów odzywa się dusza stylisty, który dla konkretnych scen gotów jest zstąpić w odmęty surrealizmu. W szczególności w pamięć zapada ikoniczna scena z kosą na moście – jej oniryczny charakter nadaje się do wielokrotnego smakowania i nie ma sobie wielu równych w ówczesnym kinie gatunkowym. Świetny jest także enigmatyczny prolog w masarni, który pobudza apetyt na perwersyjną opowiastkę z pogranicza koszmarnego snu i jawy. No i ten finał! Znów na moście, w świetle księżyca - Rollin jeszcze raz udowadnia, że pomimo braku sprawnej ręki do scenariuszy, znajdował się w czołówce twórców "myślących obrazami".


A więc klimat, klimat i jeszcze raz klimat. No i cycki. Ale gustownie opakowane, w arthouse-owej manierze, a nie w wulgarnym eksploatacyjnym sosie. To naprawdę eleganckie (sic!), wciągające i pod wieloma względami frapujące kino. Jako sensualna makabreska, która odwołuje się przede wszystkim do podświadomości i pierwotnych lęków, rzecz kupiła mnie bez reszty. Jestem w stanie nawet wybaczyć, że rzezimieszki w swych szalach i głupich nakryciach głowy przypominają raczej przedstawicieli francuskiego ruchu oporu z „'Allo 'Allo!”, aniżeli groźnych gangsterów. A że gore brak? Cóż, wszystkiego mieć nie można… 

Ocena: *****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz