6/28/2017

La notte che Evelyn uscì dalla tomba (1971)

dir. Emilio Miraglia



Lord Alan (Anthony Steffen) od lat nie potrafi się uporać z tragiczną śmiercią swej żony, Evelyn. Zamożny arystokrata trwoni swój czas na perwersyjnych randkach z luksusowymi prostytutkami. Każda z nich, podobnie jak jego małżonka, jest rudowłosa, każda też pod koniec schadzki ginie z rąk Alana, który w wyniku traumy cierpi na napady amoku. Szansę na spokój i odkupienie przynosi mu związek z niejaką Gladys (Marina Malfatti), która do tego stopnia zawróci w głowie zwichrowanemu playboyowi, że ten postanowi ją poślubić. Niedługo po ceremonii, w posiadłości należącej do nowożeńców, dochodzi do serii niewytłumaczalnych zdarzeń. Wszystko wskazuje na to, że świętej pamięci Evelyn wstała z grobu...


Obraz Emilio Miraglii to przykład "nieortodoksyjnego" giallo, w którym znajdziemy elementy horroru i opowieści spod znaku mystery. Wątek nadnaturalny odgrywa tu sporą rolę, choć jak się okaże, koniec końców, autor scenariusza postanowił sięgnąć po klisze i schematy, wałkowane w dreszczowcach od blisko dwu dekad. Wszelki suspens kładą kompletnie nieprawdopodobne zwroty akcji oraz dziury logiczne, aktorstwo jest złe nawet jak na standardy włoskich produkcji z tego okresu, a dialogi ocierają (?) się o grafomanię. Co zostaje na pocieszenie to atmosfera oraz sowita dawka golizny połączonej z elementami sado-maso. Choćby dla pełnych kształtów wcielającej się w pierwszą ofiarę lorda Marii Teresy Tofano, warto skusić się na seans.


"La notte che Evelyn usci dalla tomba" to pozycja opierająca się przede wszystkim na klimacie, toteż zawód spotka zapewne większość fanów soczystego gore. Na uwagę zasługują dwie, umieszczone pod koniec filmu, sceny morderstw, które - choć daleko im do krwistych igraszek z filmów maestro Lucio Fulciego - i tak mają szansę pobudzić wyobraźnię widza. Najbardziej rozczarowuje z kolei fakt, że twórcy składając hołd słynnemu "Widmu" Clouzota, otarli się de facto o plagiat. Ku uciesze fanom eurotrashu.

Ocena: ***



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz