5/15/2017

Romeo Is Bleeding (1993)

dir. Peter Medak



Sierżant Jack Grimaldi nie bez powodu ochrzczony został przez kolegów z nowojorskiej policji wdzięczną ksywką "Romeo". Pomimo że od lat żonaty, Jack romansuje na prawo i lewo, ewidentnie nie potrafiąc utrzymać wiadomej części ciała wewnątrz spodni. Nie przepuści nawet okrutnej morderczyni, Monie Demarkov, którą notabene powinien zlikwidować. Tak się przy okazji bowiem składa, że Jack gra na dwa fronty, od czasu do czasu wyświadczając drobne przysługi mafii... 


Obraz Petera Medaka to twór iście specyficzny. Stylistyka neo-noir podana została tutaj w mocno pastiszowym ujęciu: kryminalną fabułę wzbogacają smaczki w rodzaju narracji z offu i posępnych wielkomiejskich dekoracji, a w tle pobrzmiewa jazzowy soundtrack, tu i ówdzie tylko urozmaicany elektronicznymi wstawkami. Lecz im dalej, tym więcej rozbuchania w tym świecie, aż po moment, gdy zyskuje on w pełni campowy wymiar. Krwawa przemoc musi więc być podlana czarnym humorem, a groteska wyziera z każdego kąta. Najlepszym przykładem na to jest scena samochodowej potyczki Jacka z Moną, będąca już czystą perłą absurdu: sadyzm i obłęd zwierają w niej swe szyki, aby cieszyć głębią wizualnej rozkoszy i kiczu. 


O wyjątkowości "Krwawego Romeo" decyduje również sam główny bohater: "zły glina", a zarazem wypaczony bohater romantyczny. Bardzo łatwo w trakcie seansu przychodzi nam objęcie stanowiska naznaczonego relatywizmem i rozgrzeszenie tego podstarzałego Romea, przy jednoczesnej potrzebie kibicowania mu w jego zmaganiach. Wcielający się w niego Gary Oldman stworzył tu jedną z najbardziej wyrazistych kreacji w swej karierze, z którą konkurować może chyba jedynie jeszcze bardziej zepsuty stróż prawa z "Leona zawodowca". Wyborna jest również Lena Olin jako pozbawiona zahamowań, psychopatyczna zabójczyni rodem z Europy Wschodniej: wzbogaca swą przerysowaną do granic możliwości postać o dodatkowy rys szaleństwa, bijąc jednocześnie na głowę znaczną większość samczych szwarccharakterów. Na dalszym planie z kolei pojawia się, kojarzony głównie z roli szeryfa Brody'ego Roy Scheider, jako przywódca syndykatu, Don Falcone.


Nie każdego zapewne ucieszy ten rozbrykany miszmasz, z pewnością jednak nie można odmówić jego twórcom wyobraźni i wyczucia smaku. Najprawdopodobniej tego "złego", niemniej na pochwałę zasługuje fakt, że wszystkie elementy tej nader ryzykownej układanki współgrają ze sobą idealnie, dzięki czemu udało się uciec od przesady. Krytyka wprawdzie filmem Medaka oczarowana zbytnio nie była, pomstując na częste uciekanie się do przesadnej brutalności i makabrę rodem z kina dalszych liter alfabetu. Całkiem jednak możliwe, że w momencie premiery było jeszcze nieco za wcześnie na tego typu postmodernistyczną jazdę. Szlaki wprawdzie przecierał już wytrwale Lynch, ale to dopiero Tarantino i jego "Wściekłe psy" przekonali maruderów, że do takiej rozrywki można podejść z uznaniem i nabożną czcią.

Ocena: ******


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz