12/02/2016

Stoned (2005)

dir. Stephen Woolley


Obraz Stephena Woolleya opowiada o ostatnich trzech miesiącach z życia Briana Jonesa, gitarzysty i założyciela The Rolling Stones, który 3 lipca 1969 roku został znaleziony martwy w basenie na terenie swej posiadłości. Film skupia się na relacjach pomiędzy Jonesem, a zatrudnionym przez niego Frankiem Thorogoodem i stawia tezę, jakoby to właśnie ten ostatni był sprawcą zagadkowej śmierci muzyka, oficjalnie uznanej za nieszczęśliwy wypadek. Twórcy opierali się na przedśmiertnym wyznaniu samego Thorogooda, jak też kilku książkach dotykających tego tematu, m.in. "Paint It Black" Geoffreya Giuliano i "The Murder Of Brian Jones" Anny Wolin.


Opowieść rozpoczyna się od sceny ukazującej utopionego Jonesa (Leo Gregory), po czym akcja cofa się trzy miesiące wstecz, aby ukazać wydarzenia, które doprowadziły do tej tragedii. Do posiadłości upadłego i odizolowanego od świata rockmana przybywa budowlaniec Frank (Paddy Considine), aby wyremontować jego rezydencję. Z czasem Brian zaprzyjaźnia się ze swym pracownikiem i w pewien sposób przywiązuje do niego. Ich relacja jest jednak dosyć specyficzna, podszyta tonami sadyzmu: Jones upokarza i kpi ze swego pracownika, ten zaś kumuluje w sobie złość i frustrację wynikłe z pogardliwego traktowania. Pomimo tego związek pomiędzy nimi zacieśnia się - Frank w pewien sposób stara się roztoczyć opiekę nad muzykiem, który z kolei wciąga go do dekadenckiego świata używek i grzesznych uciech...


To, czego w "Stoned" brakuje najbardziej, to głębsze ukazanie relacji pomiędzy Jonesem, a poszczególnymi członkami zespołu - widz nie dowiaduje się na ten temat praktycznie niczego. Znajdziemy tutaj sporo retrospekcji, w których ukazano początki Stonesów, burzliwą przeszłość bohatera czy jego związek z Anitą Pallenberg, ale to wydaje się niewystarczające. Nawet przyjaźń z Keithem Richardsem i późniejsze oziębienie stosunków ze względu na dziewczynę zostały jedynie lekko zarysowane. Poza tym jednak jest to bardzo przyzwoita robota, stąd też dziwić mogą liczne krytyczne opinie recenzentów, które towarzyszyły premierze. Szkoda, albowiem rzecz jest wciągająca, sprawnie i z polotem opowiedziana. Na plus należy zapisać zręcznie wystylizowane zdjęcia, które cieszą oko, dobre aktorstwo większości odtwórców ról (przede wszystkim dwójki głównych antagonistów - Gregory'ego i Considine'a), a także muzykę. Pojawił się zarzut, że na ścieżce dźwiękowej zabrakło muzyki samych Stonesów i zapewne należy zapisać to na minus, ale spokojnie można też przymknąć oko na ów mankament, nie brak tu bowiem naprawdę dobrych rockowych kawałków z okresu (i nie tylko - w pewnym momencie pojawiają się nawet The White Stripes z coverem "Stop Breaking Down").


Zapewne niektórzy mogliby uznać "Stoned" za obraz hołdujący teoriom spiskowym (w końcu do dziś śmierć Jonesa owiana jest tajemnicą), a tym samym za żerujący na taniej sensacji. Osobiście jestem jednak zdania, że obraz Woolleya to pozycja dużej mierze niedoceniona: mamy do czynienia z jednym z ciekawszych filmów z półki "biografie muzyków" powstałych po 2000 roku. Może nie jest to dzieło na miarę choćby głośnego "The Doors" Olivera Stone'a, ale z pewnością propozycja godna uwagi. Ja ze swej strony mogę jedynie powiedzieć, że jestem jestem bliski SATYSFAKCJI i gorąco polecam - zwłaszcza fanom najdłużej grającego zespołu rockowego na świecie.

Ocena: ****




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz