9/20/2016

Trumbo (2015)

dir. Jay Roach


Dalton Trumbo. Pisarz. Scenarzysta. Człowiek, który dostarczył wam takie hity, jak "30 sekund nad Tokio" czy "Spartakus". Zdobywca Oscara za scenariusze do filmów "Rzymskie wakacje" i "The Brave One". Statuetek nie odebrał, gdyż oficjalnie nie miał nic wspólnego z tymi tytułami i nie został nawet uwzględniony na listach płac. Za swe prokomunistyczne sympatie, Trumbo został skazany na 11 miesięcy więzienia i przez cały okres lat 50. znajdował się na tzw. "czarnej liście". 


Filmowa biografia uzdolnionego autora zaczyna się w momencie, gdy "czerwona" paranoja właśnie nabiera rozpędu. Jest koniec lat 40., układ sił na świecie zdążył ulec znaczącym zmianom od momentu zakończenia II Wojny Światowej. Z alianta, Związek Radziecki przeistoczył się we wroga Stanów Zjednoczonych. Zimna wojna "rozpętuje" się na dobre. Od tej pory komunistyczne ciągoty kręgów intelektualnych przestają być traktowane z tolerancją, rozpoczyna się wielka czystka. "Polowanie na czarownice" nie omija Hollywood, co dla dziesiątek osób związanych z przemysłem rozrywkowym oznacza w praktyce wilczy bilet. Jedną z nich jest Dalton Trumbo, na którego lewicowe przekonania, środowisko filmowe patrzyło do tej pory przez palce.  


O tym, że organizacja znana pod nazwą House Committee on Un-American Activities złamała kariery wielu osobom, wiemy nie od dziś. Film Jaya Roacha skupia się na konkretnym przypadku, szczęśliwie unikając pułapki przeistoczenia się w lewicową agitkę. Owszem, tytułowy bohater od czasu do czasu wygłasza płomienne mowy na temat potrzeby równości i sprawiedliwości dla wszystkich, scenariusz kładzie jednak nacisk na dramat jednostkowy. Brawurowo zagrany przez Bryana Cranstona Trumbo to nie tylko męczennik w imię "Wielkiej Sprawy", ale postać bardziej złożona: idealista, obdarzony jednak ogromną ambicją, która idzie w parze z talentem. Zasługą aktora jest fakt, że "Trumbo" wznosi się poziom wyżej od większości hollywoodzkich biografii. Bo choć Roach ma tendencję do wygładzania poszczególnych wątków, rozkładania akcentów w sposób pojednawczy, to sama historia nie traci swej mocy. 


Widoczny w filmie brak doświadczenia reżysera "Poznaj moich rodziców" na polu kina o większym kalibrze gatunkowym, mógłby być trudny do wybaczenia, gdyby nie zręcznie oddany koloryt czasów oraz obsada aktorska właśnie. Na pochwałę zasługują w szczególności role Helen Mirren (Hedda Hopper), Louisa C.K. (komik o niespodziewanym potencjale dramatycznym, tutaj jako scenarzysta Arlen Hird), Johna Goodmana (Frank King), Michaela Stuhlbarga ("sprzedajny" gwiazdor, Edward G. Robinson), Christiana Berkela (Otto Preminger) oraz Diane Lane (Cleo Trumbo). Właściwe decyzje castingowe stanowić mogą niejednokrotnie 50 procent sukcesu filmu i ciężko oprzeć się wrażeniu, ze w tym przypadku tak właśnie było. Zapomnijcie więc, że John Wayne nie wygląda jak John Wayne, a kronikom filmowym daleko do realizmu "Forresta Gumpa". "Trumbo", koniec końców, zdaje egzamin.

Ocena: ****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz