7/01/2018

La frusta e il corpo (1963)

dir. Mario Bava



Niespodziewany sukces "La maschera del demonio" otworzył wrota dla wysypu horrorów made in Italy. Bava powrócił do gatunku po dwuletniej przerwie, w 1963 roku wypuszczając trzy kolejne kanoniczne dla rozwoju kina grozy pozycje: "La ragazza che sapeva troppo", "I tre volti della paura" oraz "La frusta e il corpo". Do tego ostatniego projektu, reżyser został skaptowany za sprawą scenarzysty Ugo Guerry, który zarekomendował jego kandydaturę, świadom, że Bava fach operatorski ma w małym palcu. Ponoć producenci domagali się "czegoś podobnego" do "The Pit and the Pendulum" Cormana. Duch Edgara Allana Poe istotnie unosi się nad przedsięwzięciem, grzechem byłoby jednak stwierdzenie, że to tylko odtwórczy produkt.


Akcja filmu osadzona została w zamku położonym nad morskim wybrzeżem gdzieś we wschodniej Europie. Na rodzinne włości powraca syn marnotrawny, Kurt (Christopher Lee), wypędzony za zamordowanie córki służącej. Pojawienie się okrutnika sprawia, że wracają wspomnienia. Żaden spośród domowników nie ukrywa swej wrogości względem intruza. Ten tymczasem domaga się zwrotu odebranych przywilejów, włączając w to prawo do serca niegdysiejszej narzeczonej, teraz żony jego brata. Pewnej nocy, znienawidzony Kurt zostaje zamordowany przez nieznanego sprawcę. Gosposia twierdzi, że to zemsta zza grobu jej niepomszczonej córki...


"The Whip and the Body" bezsprzecznie zasługuje na miano wzorcowego gotyckiego horroru. Równie ważna co intryga, jest  tu posępna atmosfera. Mamy więc zamczysko położone na skarpie, świszczący w okiennicach wiatr, ciemne komnaty, świece, grobowce, tajne przejścia i podobne rekwizyty. Klimatem rzecz przywodzi na myśl produkcje od Hammer Films, niedaleko także do wspomnianego Cormana. Bava podbiera również - a jakże! - od Hitchcocka, przynajmniej w kwestii konstrukcji fabularnej. Pod pewnymi względami można wręcz uznać omawianą produkcję za proto-giallo, co jest tym bardziej uprawnione, że na tym etapie twórca już nieśmiało flirtował z mieszanką kryminału i grozy (vide: wspomniana na wstępie "Dziewczyna"). 


Zgodnie z ówczesnymi standardami, na koniec dowiadujemy się aż za wiele (tj. wykłada się nam "kawa na ławę" zawiłości fabularne), ale taki już urok ramotki. Wyprzedzającej zresztą nieco zbyt rozwiąźle swoje czasy, bo zawarte w historii wątki sadomasochistyczne wywołały oburzenie u cenzorów, którzy ochoczo zabrali się do cięć. Na większość rynków, obraz trafił w mocno okrojonej, trwającej 77 minut, wersji, która spłycała - głównie pod względem psychologicznym - intrygę. Może dlatego, "La frusta" przez lata pozostawało najmniej docenianym z prawdziwie wielkich dokonań Bavy. Wizualny majstersztyk i wciągająca łamigłówka plus niezawodny Lee, który znika z ekranu dosyć szybko, a mimo tego jego obecność odczuwalna jest przez cały seans.

Ocena: ****½ 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz