4/12/2018

I tre volti della paura (1963)

dir. Mario Bava



W roku 1963 miały premierę aż trzy istotne dla filmografii Mario Bavy tytuły. "La ragazza che sapeva troppo" było pierwszym krokiem reżysera w kierunku usystematyzowania zasad rządzących gatunkiem, który później ochrzczony zostanie jako giallo. "La frusta e il corpo", choć z perspektywy lat raczej niedoceniany, to udana kontynuacja gotyckich klimatów w dorobku twórcy, na dodatek z niezastąpionym Christopherem Lee w obsadzie. Trzeci spośród obrazów z tego rocznika, "I tre volti della paura", to z kolei antologia opowieści grozy, w której jak w pigułce zmieszczone zostały wszystkie podstawowe kierunki, w jakich podążał Bava jako autor kina z dreszczem.


W pierwszej historii poznajemy Rosy (Michèle Mercier), która zarabia na życie jako "kobieta do towarzystwa". Dziewczyna wraca późnym wieczorem do swego mieszkania. Po chwili dzwoni telefon. Głos po drugiej stronie grozi właścicielce lokum śmiercią. Co więcej, tajemnicza osoba zdaje się na bieżąco obserwować poczynania Rosy. Spanikowana kobieta decyduje się poprosić o pomoc dawno niewidzianą przyjaciółkę...


Akcja środkowego segmentu toczy się w XIX-wiecznej Rosji. Podróżującego przez odludzia Vladimira (Mark Damon), noc zastaje w nieprzyjaznej okolicy. Mężczyzna postanawia spędzić noc w najbliższym napotkanym domostwie. Wędrowiec znajduje schronienie u gościnnej, acz cokolwiek mocno przerażonej familii. Jak się okazuje, źródłem strachu gospodarzy jest grasujący w okolicy stwór, którego zwą wurdalakiem...


Trzecia i ostatnia nowela przenosi nas do Londynu początków XX wieku. Pielęgniarka Helen Chester (Jacqueline Pierreux) zostaje wezwana w środku nocy do posiadłości starej, zamożnej kobiety. Pacjentka niedawno zmarła, więc zwłoki należy przygotować do pochówku. Gosposia denatki z przerażeniem opowiada o seansach spirytystycznych, w których brała udział jej chlebodawczyni. Pielęgniarka jednak bardziej zainteresowana jest dużych rozmiarów pierścieniem na palcu nieboszczki. Kobieta niepostrzeżenie kradnie biżuterię i wraca do swego domu. Od tego pory, w jej otoczeniu zaczynają dziać się trudne do wytłumaczenia rzeczy...


"I tre volti della paura" (oryginalny włoski tytuł należałoby przetłumaczyć jako "Trzy oblicza strachu") wyprodukowane zostało w koprodukcji z American International Pictures, co z kolei pozwoliło na udział międzynarodowej obsady, pośród której, obowiązki mistrza ceremonii pełni Boris Karloff (aktor gra również nestora rodu w centralnej noweli). Same opowieści zainspirowane zostały prozą Czechowa, Tołstoja i Maupassanta, do czego zresztą twórcy skwapliwie przyznają się w napisach początkowych. Ich poziom określiłbym jako zróżnicowany: w otwierającym "Il telefono", dostajemy już szczyptę motywów charakterystycznych właśnie dla stylistyki giallo, o czym, z niewiadomych przyczyn, rzadko wspomina się w kontekście dorobku Bavy. Nie jest to może porywająca rzecz, ma pewne niedostatki logiczne, mogłaby też być ciut krótsza, niemniej z pewnością jest to warty odnotowania wstęp do nurtu."I Wurdalak" kokietuje gotycką atmosferą i szczyptą czarnego humoru, nawet jeśli sama fabuła to tylko w mało błyskotliwy sposób przetrawione wampirze legendy. Najlepsze jest bez dwóch zdań "La goccia d'acqua": niby typowe ghost story, ale klimatem wbija w fotel. Zabawy kolorem i ustawienia kadrów w ostatniej noweli jako żywo przywodzą na myśl "Suspirię" i nie mam wątpliwości co do tego, gdzie Argento szukał inspiracji. Tradycyjnie zresztą, Włoch wykorzystuje dobrodziejstwo inwentarza, robiąc imponujący użytek ze skromnej scenografii i udowadniając jak wiele, praktycznie z niczego, wyczarować może utalentowany operator. 


Nierówna, bo nierówna, ta nowelowa kompozycja pozostaje wciąż jedną z najciekawszych i najbardziej wpływowych, jakie kiedykolwiek powstały. Nie zamierzam tutaj rozpisywać się po raz kolejny o pokoleniach twórców, którzy zaciągnęli wobec Bavy olbrzymi dług, najważniejsze bowiem, że "Black Sabbath" wciąż budzi ciarki, a od strony wizualnej to istne cudo. Na koniec jeszcze drobna ciekawostka: anglojęzyczny, międzynarodowy tytuł filmu był na tyle chwytliwy, że posłużył czwórce nastolatków z Birmingham za nazwę zespołu grającego hard rock/bluesa. To był 1968 rok. Reszta jest historią...

Ocena: ****½



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz