Jonathan Pine (Tom Hiddlestone) to były żołnierz, obecnie nocny recepcjonista w luksusowym hotelu w Kairze. Podczas jednego z dyżurów, mężczyzna nawiązuje znajomość z atrakcyjną kobietą. Ta dostarcza mu informacje na temat sprzedaży dużej ilości broni na czarnym rynku, które Jonathan - niejako z patriotycznego obowiązku - przekazuje do brytyjskich służb wywiadowczych. Karą dla informatorki za zdradę tajemnic jest jednak śmierć. Pine postanawia pomścić niewinną ofiarę i ostatecznie pogrążyć Richarda Ropera (Hugh Laurie), na co dzień szanowanego biznesmena, który skrywa drugie oblicze - bezwzględnego handlarza bronią...
Wyprodukowany przez BBC (we współpracy z AMC) miniserial w reżyserii Susanne Bier to ekranizacja powieści Johna le Carré'a z 1993 roku. Na potrzeby telewizyjnej adaptacji, historia została dostosowana do współczesnych realiów, jednak podstawowy trzon pozostał niezmieniony: to w gruncie rzeczy jeszcze jedna opowieść o działającym pod przykrywką agencie/szpiegu, który od środka rozpracowuje zbrodniczą organizację. Tylko jak opowiedziana! Sześciogodzinną serię pochłania się jednym tchem, bo to bardzo zręczny kombinat mknącej naprzód w zawrotnym tempie akcji, szczegółowo rozpisanych postaci oraz pierwszej próby aktorstwa.
Wcielający się w głównego bohatera Hiddlestone, wywiązał się ze swego zadania na tyle dobrze, że część krytyków i komentatorów przepowiadała mu rychłe przejęcie pałeczki po Danielu Craigu na stanowisku agenta 007. Posiada z pewnością niezbędny urok, rozbrajający, "szczeniacki" uśmiech i charyzmę, potrzebne, by stworzyć pełnokrwistą postać działającego z opanowaniem szpiega nowej ery. Partnerujący mu Laurie jako ten "zły" jest na równi przekonujący, choć przez większość czasu gra na granicy nonszalancji. Grunt jednak, że jako budzący grozę "handlarz śmiercią" nie idzie w stronę przerysowanej kreatury rodem z komiksu, tylko konstruuje jak najbardziej ludzką personę, taką, którą od biedy, w innych okolicznościach, można by nawet polubić. Zabawne, że przez wieki ten aktor kojarzył mi się jedynie z pamiętną rolą nadwornego głupka z orszaku Czarnej Żmii. Po latach, gdy wypłynął ponownie za sprawą "Dr. House" okazało się, że przez kobiety odbierany jest jako... uosobienie męskości!
Choć teoretycznie, intryga przetwarza żelazne schematy z opatrzonej już konwencji, dzięki inteligentnej konstrukcji, żywym, skrzącym się dialogom i nowoczesnej (ale nie efekciarskiej) realizacji, wciąga bez reszty. W ogóle to bardzo "bondowska" w duchu rozrywka, bo choć nie ma tu miejsca na gadżety czy spektakularne popisy kaskaderskie, to przecież i tak świat jest do pewnego stopnia umowny: zatopienie w historii najnowszej wprawdzie znacząco akcji pomaga, ale urok zabawy dużych chłopców pozostaje wyraźnie odczuwalny. Zdarza się wręcz, że twórcy naginają niebezpiecznie zasady prawdopodobieństwa, a szczęśliwy traf ani na moment nie opuszcza naszego samotnego mściciela, grunt jednak, że nijak nie osłabia to przyjemności płynącej z seansu. Dobra robota, a w planach ponoć już kolejny sezon. Ocena: ****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz