dir. Rolf de Heer
Bubby (Nicholas Hope) mieszka z matką w sutenerze. Ma 35 lat i nigdy nie widział świata zewnętrznego. Ten jawi mu się jako nieprzyjazny ze względu na rzekome skażenie: jeśli tylko wystawiłby stopę poza próg mieszkania, zostałby narażony na działanie zabójczych gazów. Tak przynajmniej twierdzi jego mama. I oto, pewnego dnia, w ich życiu zjawia się trzecia osoba. To nigdy nie widziany przez chłopaka ojciec, teraz duchowny, który pragnie odzyskać względy dawnej ukochanej. Jego przybycie wywróci do góry nogami chorą egzystencję matki i syna i docelowo sprawi, że ten ostatni będzie musiał w końcu skonfrontować się z rzeczywistością...
Twórcy udała się sztuka niebywała. Epatując bezustannie okrucieństwem i wynaturzeniami, nie traci niewinnej perspektywy, miesza bezustannie sacrum i profanum. Sąsiadujące ze sobą przemoc i podniosłość, wulgarność i refleksja nie tworzą żadnego zgrzytu, wręcz przeciwnie: idealnie współgrają, tworząc wspólnie unikatową jakość. Inna sprawa, że przeciętny widz nie przebrnie zapewne nawet przez pierwsze pół godziny, stanowiące preludium do wielkiej podróży Bubby'ego. Dręczony psychicznie i wykorzystywany seksualnie przez rodzicielkę wielki dzieciak egzystuje w patologicznych warunkach, które obrazowane są bez ogródek i zbędnych niedomówień. De Heer "nie bierze jeńców", jedzie "po bandzie", nie uznając w zasadzie żadnych tematów tabu. Nie jest to jednak bezsensowne szokowanie dla samego szoku, ma ono swój konkretny cel. "Bad Boy Bubby" to brudna, turpistyczna, niejednokrotnie odpychająca baśń, w której jak w soczewce skupione zostały przywary współczesnego społeczeństwa. To pean na cześć wyrzutków, odszczepieńców, dla których wśród tzw. "normalnych ludzi" nie ma miejsca. Na cześć opóźnionych umysłowo, upośledzonych fizycznie lub psychicznie, ludzi z nadwagą, żyjących na marginesie, wielokrotnie opluwanych, tłamszonych, posiniaczonych przez życie.
Ocena: *****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz