12/31/2018

Sorceress (1982)

dir. Jack Hill



Nazwisko Jacka Hilla kojarzyć musi każdy miłośnik kina eksploatacji. Od początku swej kariery, facet związany był blisko z Rogerem Cormanem i na przestrzeni dwóch dekad dostarczył takie klasyki, jak "Spider Baby or, the Maddest Story Ever Told", "Coffy" czy "Foxy Brown". Dorobek reżysera zamyka, nakręcona w 1982 roku "Sorceress", kończąca jednocześnie wieloletnią owocną współpracę ze słynnym producentem.


W celu zwiększenia swoich mocy, czarnoksiężnik Traigon musi złożyć w ofierze swoje pierworodne dziecko. Aktowi barbarzyństwa sprzeciwia się jego żona, która - jak się okazuje - powiła jednojajowe bliźniaczki. W trakcie próby ucieczki, kobieta zostaje zabita. Niemowlęta ratuje od zguby dobry czarodziej Krona, który zobowiązuje wychować je na wojowników. Dwadzieścia lat później, bliźniaczki są już dorodnymi niewiastami, które doskonale władają sztukami walki. Traigon jednak nie śpi i wytrwale szuka po całym świecie swego pierworodnego, aby dopełnić krwawego rytuału...


"Sorceress" to typowy wykwit mody na kino spod znaku magii i miecza. Boom na dobre rozpoczął się wraz z wejściem na ekrany "Conana Barbarzyńcy", ale większość naśladownictw stanowiły niskobudżetowe produkcje klasy B. Wyprodukowany przez New World Pictures obraz Hilla to kiczowata baśń dla dorosłych, której główny wabik stanowi udział ponętnych, blondwłosych bliźniaczek. Siostry Harris które swe wdzięki odsłaniały wcześniej na łamach Playboya, tutaj również ochoczo paradują topless. Nie grzeszą przy tym specjalnie umiejętnościami aktorskimi, dzięki czemu doskonale wpasowują się w ogólny trend panujący na planie.


Tani, kiepsko zagrany, ale rozrywkowy - tak najkrócej można opisać omawianą pozycję. Charakteryzacja i efekty specjalne bywają wręcz przekomiczne, ale decydują zarazem o uroku całego przedsięwzięcia. Człowiek-kozioł czy jego kompan wiking (krasnolud?) w mieniącej się na różowo peruce to jedna z najbardziej niewydarzonych par w dziejach całego nurtu heroic fantasy. Sam reżyser miał wspominać, że odpowiedzialny za produkcję Corman nigdy w pełni nie wywiązał się ze swoich obietnic, co poskutkowało drastycznie niskim budżetem i utrudnieniami na etapie kręcenia. Hill ostatecznie zastąpił swoje nazwisko w napisach początkowych pseudonimem, najwyraźniej niechętny do podpisywania się pod gotowym dziełem. Nieoczekiwanie, nakręcone za zaledwie 500 tysięcy filmidło, przyniosło zysk w postaci czterech milionów. Nie wpłynęło to jednak na decyzję twórcy, który zdecydował się więcej nie wracać za kamerę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz