11/16/2018

Link (1986)

dir. Richard Franklin



Jane (Elisabeth Shue) jest studentką zoologii. Zafascynowana badaniami na temat małp swojego wykładowcy, doktora Stevena Phillipa (Terence Stamp), decyduje się zostać jego osobistą asystentką. W tym celu, dziewczyna przeprowadza się do położonej na szkockiej prowincji posiadłości naukowca. Na miejscu okazuje się, że doktor mieszka w otoczeniu grupy szympansów, na których prowadzi eksperymenty. Jednym z nich jest Link, nadzwyczaj inteligentny przedstawiciel gatunku, pełniący również rolę domowego lokaja. Gdy doktor Phillip znika w tajemniczych okolicznościach, Jane zostaje sama w towarzystwie niebezpiecznego, człekokształtnego zabójcy…


Opis fabuły filmu Richarda Franklina jasno wskazuje na to, że mamy do czynienia z przykładem animal attack. Ponoć sam reżyser planował stworzyć odpowiednik „Szczęk”, z małpą podstawioną w miejsce krwiożerczego rekina. Pomysł jest wręcz cudownie campowy: oto szympans-majordomus w pełnym rynsztunku, okazuje się być seryjnym mordercą. I choć temat został ujęty z pewnym przymrużeniem oka, Franklin bynajmniej nie folguje sobie w kiczowatych zagrywkach, stawiając na rozbudowaną ekspozycję i dawkowane powoli napięcie. Twórca „ Patricka” oraz drugiej „Psychozy” jeszcze raz przypomina, że naczelnym źródłem inspiracji jest dla niego dorobek Hitchcocka. Sporo więc tutaj ciekawych zabiegów realizatorskich i nieortodoksyjnych ustawień kamery. No i - rzecz jasna – suspensu.


Jakkolwiek bowiem nonsensowny nie wydawałby się być punkt wyjścia, reżyserowi udaje się uprawdopodobnić przedstawioną sytuację i wciągnąć widza w morderczy pojedynek pomiędzy atrakcyjną blondynką, a przebiegłym szympansem w uniformie. „Link” to naprawdę niezła frajda dla miłośników t"staromodnych" dreszczowców: dostajemy kilka niezłych zwrotów akcji, atrakcyjne miejsce akcji (dom na malowniczym wybrzeżu Szkocji) oraz nietypowy czarny charakter. Trzeba przyznać, że wszyscy małpi aktorzy spisali się na medal, a na największe oklaski zasługuje „odtwórca” roli głównej (notabene, "chłoptaś" jest orangutanem, a jednak przez cały film mowa o... szympansach). Skurczybyk z niego, jakich mało, a do tego jest amatorem cygar i - co za tym idzie - zabaw z zapałkami. Bez dwóch zdań, robota treserów to w tym przypadku jakieś 60% sukcesu. 


Pisanie o „sukcesie” może jednak być nieco na wyrost: „Link” bynajmniej nie zdobył kin szturmem, a krytyki nie kupił w ogóle. Pal jednak licho malkontentów: dzieło Franklina po latach doskonale broni się jako czysto rozrywkowe kino z delikatnym dreszczykiem. Ciężko nie docenić klimatu, świetnego soundtracku autorstwa Jerry’ego Goldsmitha czy wreszcie – urody młodej Elisabeth Shue, dla której był to jeden z pierwszych występów na dużym ekranie. Abstrahując zaś od wszystkiego: nieczęsto mamy sposobność obcować z filmidłem o super-inteligentnej, zabójczej małpie. Śpieszę powiadomić, że lepszej od omawianej pozycji okazji raczej nie znajdziecie.

Ocena: ****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz