5/27/2018

Una lucertola con la pelle di donna (1971)

dir. Lucio Fulci



Carol Hammond (Florinda Bolkan) jest córką wpływowego prawnika. Jej mąż zajęty jest robieniem kariery w firmie teścia, pasierbica z poprzedniego małżeństwa małżonka znajduje się z kolei w ciągłym konflikcie z macochą. Carol leczy fobie i frustracje typowej pani domu z klasy średniej w gabinecie psychoanalityka. To z nim jako jedynym dzieli się swoimi snami, w których główną rolę nieodmiennie odgrywa jej sąsiadka, tzw. "kobieta wyzwolona", która regularnie urządza całonocne orgie. W jednej z niepokojących wizji, Carol jest świadkiem śmierci rozwiązłej kobiety. Następnego dnia okazuje się, że faktycznie została ona zabita...


Termin giallo stosunkowo rzadko bywa parowany z nazwiskiem Lucio Fulciego. Do reżysera, na przestrzeni dekad, przylgnęła łatka „ten od gore”, a przecież jego dorobek jest zróżnicowany zarówno tematycznie, jak i gatunkowo. Także w ramach „żółtego” nurtu, twórca "The Beyond" posiada rozliczne zasługi, by wymienić tylko takie "Non si sevizia un paperino", "Sette note in nero" czy właśnie "Una lucertola...". W przypadku ostatniej z wymienionych pozycji, na pozór mamy do czynienia z typową dla stylistyki fabułą: zamordowana została młoda kobieta, policja wszczyna śledztwo. Główną podejrzaną mianowana zostaje sąsiadka ofiary, córka zamożnego biznesmena. Zamiast jednak poprowadzonej od punktu A do B standardowej historii z mordercą w czarnych rękawiczkach, dostajemy scenariusz, w którym roi się od (nie zawsze do końca przekonujących, ale co tam…) zwrotów akcji. Włoch zręcznie pogrywa sobie z widzem, zwodzi go i podpuszcza. A co chyba najbardziej istotne, ubiera całość w intrygującą, zabarwioną psychodelicznymi latami 60. formę. Akcja toczy się w ciągle jeszcze swingującym Londynie, gdzie zaćpani hipisi urządzają bachanalia pod wpływem LSD. Panuje duch swobody, który u niejednego „porządnego” mieszczanina musi powodować wrzenie krwi. Czyżby więc zabójca chciał dokonać czystki w zepsutym świecie pełnym przygodnego seksu i halucynogennych substancji? Odpowiedź na to pytanie będzie raczej zaskakująca. 


Zanim jednak ją poznamy, uraczeni zostaniemy serią przepięknie sfotografowanych onirycznych wizji głównej bohaterki, którym towarzyszy wyborny motyw muzyczny autorstwa Ennio Morricone. Zdecydowanie jedno z najciekawszych i najbardziej niejednoznacznych przykładów giallo z klasycznego okresu istnienia gatunku. Na przystawkę zaś dostajemy scenę dla miłośników krwi i flaków: wprawdzie tylko jedną i wsadzoną do akcji trochę „do czapy”, ale za to konkretną. Przygotowane przez maestro Carlo Rimbaldiego efekty do tejże sekwencji były na tyle sugestywne, że Fulciemu groziły dwa lata więzienia. Dopiero w wyniku dochodzenia, w trakcie którego przesłuchano członków obsady oraz samego Rimbaldiego, ustalono, że rzeczone okrucieństwa nie wydarzyły się naprawdę, a były jedynie wytworem niezwykle sugestywnej kreacji. "Magia ekranu", ot co!

Ocena: ****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz