1/21/2018

Wind Chill (2007)

dir. Gregory Jacobs



23 grudnia. Studentka Uniwersytetu Pensylwanii łapie "okazję", by zdążyć na czas do rodzinnego domu w Wilmington w stanie Delaware. Zabiera się w kilkugodzinną podróż samochodem wraz z kolegą z roku, którego zna jedynie z widzenia. Rozmowa w trakcie jazdy wyraźnie się "nie klei", więc nuda coraz bardziej daje się we znaki. Podczas postoju na stacji benzynowej, chłopak zasięga języka u sprzedawcy i decyduje się pojechać skrótem. Niedługo po tym, jak para studentów nieopatrznie zbacza z autostrady, ich samochód zostaje zepchnięty z drogi przez innego kierowcę. Zapada noc, a dwójka młodych bohaterów jest uwięziona na odludziu w śnieżnej zaspie...


"Wind Chill" to skromny, niskobudżetowy horror, który całkiem zręcznie operuje klimatem zagrożenia. Sytuacja wyjściowa jest tu banalnie prosta, jest miejsce na nieśmiertelne gatunkowe klisze (wystarczyło nie zjeżdżać z głównej drogi) oraz klasyczne straszenie. Scenariusz w swym kluczowym założeniu czyni aluzje do koncepcji wiecznego powrotu, idei, która popularna była w starożytnym Egipcie, później także u Greków i Rzymian, a którą w nowożytnej filozofii rozwijał między innymi Fryderyk Nietzsche. Oczywiście teoria ta poddana została typowo amerykańskiemu "retuszowi", tj. dostajemy ją w formie uproszczonej, a służy jedynie za pretekst do rozrywki. Przyznać jednak trzeba, że przez sporą część czasu, omawiana pozycja trzyma w napięciu. Twórcy zrobili dobry użytek ze scenerii, grając przy tym na lękach i oczekiwaniach widza. Szkoda jedynie, że postaci szeleszczą papierem, nawet pomimo w miarę niezłej gry obojga aktorów.


Za reżyserię odpowiedzialny jest Gregory Jacobs, w środowisku znany głównie jako producent, regularnie związany z projektami Stevena Soderbergha i George'a Clooneya. Obaj panowie wsparli projekt finansowo, a na liście płac widnieją jako producenci wykonawczy. Co do tego, czy potencjał kryjący się w historii został w pełni wykorzystany, można się spierać: to mroźne ghost story z bożonarodzeniowym duchem (sic!) w tle skutecznie przykuwa uwagę przez półtorej godziny seansu, niemniej, zwłaszcza pod koniec, mankamenty scenariusza mają skłonność do wyłażenia na pierwszy plan. Najciekawiej jest do momentu, gdy tajemnica pozostaje tajemnicą, w miarę jak twórcy odsłaniają przed widzem kolejne karty, staje się jasne, że to jeszcze jeden niezależny film grozy, o którym bardzo łatwo zapomnieć. Na mroźny wieczór z pewnością się jednak nada, pod warunkiem, że nie posiada się zbyt wysokich oczekiwań.

Ocena: ***



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz