7/05/2017

Macchie solari (1975)

dir. Armando Crispino



Upalne lato w Rzymie. Wiecznym Miastem wstrząsa seria samobójczych śmierci jego mieszkańców. Naukowcy jako przyczynę tragicznych zdarzeń wskazują plamy słoneczne. Młoda pani patolog (Mimsy Farmer), pod wpływem spotkania z bratem jednej z ofiar, katolickim księdzem (Barry Primus), zaczyna wierzyć, że nie wszystkie zgony były spowodowane anomaliami. Wszystko wskazuje na to, że po mieście krąży przebiegły morderca, który wykorzystuje krytyczną sytuację do własnych celów...


Obraz Armando Crispino rozpoczyna się jako katastroficzny horror, w którym zagrożenie z kosmosu sprowadza na przypadkowych obywateli obłęd. Zaraz potem wykonuje niespodziewaną woltę i skręca w kierunku klasycznego giallo. Twórcy, opierając się ponoć na prawdziwych wydarzeniach, zaproponowali frapujący punkt wyjścia. Film otwiera ciąg sekwencji, w których obserwujemy samobójcze śmierci przypadkowych ludzi. Mocne uderzenie na start, chwilę potem znajdujemy się w szpitalnej sali, gdzie zgromadzone zostały zwłoki ofiar upalnego szaleństwa. Te początkowe sceny wciąż mają prawo robić spore wrażenie, zwłaszcza na widzach nieprzywykłych do podobnych efektów szoku. Dalej jest już znacznie bardziej konwencjonalnie: wraz z panią doktor i duchownym, podążamy tropem zabójcy, któremu zamarzyła się "zbrodnia doskonała".


Crispino, który karierę rozpoczynał, terminując jako asystent reżysera przy produkowanych masowo, trywialnych komediach, zręcznie generuje atmosferę psychozy i zagrożenia, dzięki czemu jego obraz wybija się ponad przeciętny poziom ówczesnych dreszczowców z ojczyzny pizzy. Co ciekawe, reżyser zakończył swoją przygodę z kinem w roku premiery "Macchie solari", fanom horroru pozostawiając po sobie zaledwie dwie pozycje (oprócz omawianej, jest jeszcze "L'etrusco uccide ancora" z 1972 roku). Obie zyskały sobie po latach status kultowych, na czym sam twórca skorzystał zapewne w stopniu znikomym.


"Autopsy" (pod takim tytułem film prezentowany był na rynku anglojęzycznym) trafi przede wszystkim do tych spośród koneserów kryminałów "w czarnych rękawiczkach", których ogarnia znużenie na myśl o kolejnej schematycznej pogoni za zamaskowanym psychopatą. Wprawdzie druga połowa filmu, może się okazać w tym kontekście nieco rozczarowująca, niemniej klimat obłąkania i lejącego się z nieba, zabójczego żaru, pozostawiają wyraźnie niepokojący posmak, który nie znika przez długi czas po seansie. 

Ocena: ****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz