10/25/2016

The Third Man (1949)

dir. Carol Reed


Holly Martins (Joseph Cotten), autor podrzędnych powieści o Dzikim Zachodzie, jest z pochodzenia Amerykaninem. Na zaproszenie swego długoletniego przyjaciela, Harry'ego, przybywa do podzielonego na strefy okupacyjne, powojennego Wiednia. Na miejscu okazuje się, że nie widziany od czasu wybuchu wojny kompan zginął w wypadku ulicznym. Na temat nieboszczyka krążą niepokojące pogłoski, zaś dla miejscowej policji był on jeszcze do niedawna poszukiwanym listem gończym kryminalistą. Tymczasem, na podstawie rozmów z osobami z najbliższego otoczenia Harry'ego, Holly wysnuwa wniosek, że jego śmierć nie była bynajmniej przypadkowa, lecz został on zamordowany...


"Trzeci człowiek" w reżyserii Carola Reeda zgodnie uznawany jest przez krytykę i historyków kina za arcydzieło filmu noir, a zarazem za jedno z najważniejszych osiągnięć X muzy pierwszej połowy XX wieku. Oparty na scenariuszu Grahama Greene'a dreszczowiec przenosi widza do zniszczonej, pogrążonej w biedzie stolicy Austrii: szpitale są przepełnione, brakuje leków i żywności, a pośród gruzowisk i zabytkowej zabudowy przemykają wszelkiej maści szemrane typy. Drobne cwaniaczki, spekulanci, czarnorynkowi handlarze, którzy we wszechobecnym chaosie widzą szansę na dorobienie się niskim kosztem. Lub też czyimś.


Ten oglądany w czarno-białych barwach apokaliptyczny krajobraz nabiera szczególnej mocy dzięki pracy Roberta Kraskera. Zainspirowany dokonaniami ekspresjonistów operator, postawił na wyrazistą grę światła i cienia, stosując przy tym niespotykane wówczas, nowatorskie kąty ustawienia kamery. Otrzymany w ten sposób posępny portret miasta w dalszym ciągu fascynuje swą intensywnością (porywająca, rozgrywająca się w kanałach, sekwencja kulminacyjna) i działa na zasadzie swoistego dysonansu z muzyką Antona Karasa: stworzone przezeń, subtelne, acz pełne żywotności dźwięki cytry należą obecnie do najbardziej rozpoznawalnych motywów przewodnich w historii kina.


Co się tyczy samej fabuły, to skoncentrowana ona została wokół osoby tytułowego "trzeciego człowieka", tajemniczego osobnika, który stanowić może klucz do rozwiązania zagadki śmierci Harry'ego Lime'a. Tym samym na scenę wkracza jeden z najwyrazistszych czarnych charakterów, jacy utrwaleni zostali na celuloidzie. Niezapomniana pozostaje scena rozmowy w lunaparku, w trakcie której jesteśmy świadkami kuszenia głównego bohatera. Panie i Panowie, przed Wami Orson Welles, największy szubrawca w dziejach! Pomimo, że krótki, występ słynnego aktora i reżysera poraża swą sugestywnością, do tego stopnia, że każdemu jego pojawieniu się na ekranie towarzyszą przebiegające przez plecy widza ciarki. W tym miejscu wypada wspomnieć o pewnej ciekawostce: przez kolejne dekady ciągnęły się spekulacje na temat tego, w jakim stopniu w reżyserię "Trzeciego człowieka" zaangażowany był Welles. Jedna z wersji wydarzeń zakładała, że większość nakręconego materiału wyszła spod jego ręki. Obecnie filmoznawcy wkładają ów wariant między bajki, stwierdzając że rola twórcy "Obywatela Kane'a" w procesie powstawania ograniczona została do wcielenia się w powierzoną mu postać (choć przypisuje mu się również autorstwo kilku pamiętnych linii dialogowych).


To jednak, komu w udziale przypadło nadzorowanie produkcji omawianego dzieła wydaje się być kwestią drugorzędną względem samego obrazu. "Trzeci człowiek" w dalszym ciągu pozostaje ekscytującą przygodą, misternie skonstruowanym kryminałem i dziełem sztuki w jednym. I choć sięgając do źródeł mamy w istocie rzeczy do czynienia z literaturą brukową, to stworzony na tej bazie obraz od szablonowych rozwiązań stanowczo się odcina, dryfując w poszukiwaniu innowacyjnych rozwiązań, odważnie poszerzając granice tego, co nazywamy językiem filmowym.

Ocena: ******


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz