9/03/2020

Take an Easy Ride (1976)

 dir. Kenneth F. Rowles


Autostop to bardzo wdzięczny temat pod scenariusz filmowy. Z jakichś przyczyn szczególnie upodobali go sobie twórcy wszelkiej masy dreszczowców, na czele ze słynnym „Autostopowiczem”, w którym ikoniczną postać „autostradowego psychola” stworzył Rutger Hauer. Film Roberta Harmona nie był jednak bynajmniej pierwszym, który straszył zgubnymi skutkami łapania stopa. Włosi wdzięcznie ograli schemat w obskurnym „Autostop rosso sangue” z 1977 roku. Rok wcześniej przestroga wyszła z kolei od Brytyjczyków w krótkometrażowym „Take an Easy Ride”.


Obraz Kennetha Rowlesa upozowany został na rządowy film informacyjny, który miesza wstawki dokumentalne (gadające głowy) z inscenizowanymi scenkami. Nad całością góruje grobowy głos narratora, który wtajemnicza widza w „subkulturę autostopowiczów”, lekkomyślnej młodzieży, która sama sprowadza na siebie kłopoty. Kilkoro spośród rozmówców wspomina o nieprzyjemnych wydarzeniach, jakie ich spotkały podczas podróży przez kraj „na stopa”.


Tak mija pierwsza połowa tego krótkiego (niespełna 40 minut) filmu. W drugiej twórcom całkowicie już puszczają hamulce i okropieństwa jakich można doświadczyć „w trasie” postanawiają zobrazować, używając w tym celu czterech historii. Zgodnie z nimi, najbardziej niewinne, co może nas spotkać w takiej sytuacji, to bycie upitym i wykorzystanym przez parę zboczonych swingersów. Pół biedy, lekka trauma i tyle. Gorzej, gdy podwózkę dwóm atrakcyjnym nastolatkom zaoferuje psychol w czarnych rękawiczkach (gdyby dziewczęta oglądały filmy giallo, wiedziałyby z pewnością, że to najgorszy możliwy wybór)…


„Take an Easy Ride” nie bawi się w subtelności i niuanse i z czasem skręca w makabryczne rejony znane z „Ostatniego domu po lewej”. Czar edukacyjnej ramotki gdzieś znika, na jego miejsce wskakuje masa golizny, która w połączeniu z pokazywaną bez cienia dystansu przemocą daje zgoła szokujący efekt. Wygląda to trochę tak, jakby jakiś oficjel oddelegowany do walki z demoralizacją wśród młodzieży zamówił film za państwowe pieniądze, ale nie sprawdził, że reżyser który bierze fuchę specjalizuje się na co dzień w soft-porno i ma dziwne plamy na spodniach. Rzadki, ciężki do dostania okaz brytolskiej eksploatacji, który sam w sobie wartość ma może znikomą, niemniej stanowić będzie nie lada ciekawostkę dla miłośników eurosleazu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz