3/17/2018

Porno Holocaust (1981)

dir. Joe D'Amato



Porno horror to zjawisko dość specyficzne i raczej rzadko spotykane. Przynajmniej poza wąskim gronem koneserów tego typu rozrywki. Większość konsumentów kina XXX podchodzi do tematu raczej... pruderyjnie (sic!) i nie ma ochoty na tego typu dziwne hybrydy. W końcu pornos to pornos, a nie krwawa jatka na ekranie. Istnieją jednak twórcy, którzy doskonale wyczuwają, że groza i pornografia posiadają punkty wspólne, i w związku z tym porywają się na perwersyjny mariaż flaków i genitaliów. Za klasyków nurtu można uznać legendę przemysłu Gerarda Damiano z jego "Diabłem w pannie Jones" i "Legacy of Satan", a także twórcę znacznie bardziej zwyrodniałych, przepełnionych mizoginistycznym duchem i realistyczną przemocą "roughies", Shauna Costello, który na swym koncie posiada niesławne "Forced Entry" i "Waterpower". Swoje trzy gorsze do historii gatunku dołożył także włoski mistrz tandety Joe D'Amato, dając światu dalekie od przeciętności kuriozum pt. "Porno holocaust". 


Fabuła, podobnie jak sam tytuł, nawiązuje usilnie do powstałego rok wcześniej, szokującego "Cannibal Holocaust". Jest więc ekspedycja składająca się z naukowców (przynajmniej tak stara się wmówić widzom), którzy mają zbadać małą wysepkę. Zgodnie z pogłoskami w wyniku dużego stężenia radioaktywności u występujących tam stworzeń doszło do rozlicznych mutacji. Po przybyciu na miejsce grupa badaczy oddaje się wypoczynkowi przerywanemu rozważaniami teoretycznymi i (w szczególności) kopulacjami. Sielanka trwa do momentu, gdy stanie się jasne, iż oprócz przybyszy znajduje się ktoś jeszcze i bynajmniej nie jest on przyjaźnie nastawiony... 


"Porno holocaust" jest filmem o tyle niesłownym, że spełnia z nawiązką przyrzeczenie dane w pierwszym członie (juupi!) swej nazwy, za to już z dalszej części wywiązuje się raczej nieudolnie. Mówiąc wprost: porno - owszem, jak najbardziej, horror - już zdecydowanie mniej. Scen zbliżeń pomiędzy bohaterami jest od groma, w dodatku rozgrywają się one w większości w pięknych okolicznościach przyrody. Sam stwór jednak, na którego z pewnością liczy każdy miłośnik soczystego gore, każe na siebie czekać wyjątkowo długo. Pojawia się - uwaga! z zegarkiem w ręku - w siedemdziesiątej minucie, a wraz ze swym wtargnięciem do akcji wywołuje niepohamowany atak śmiechu. Najlepszym porównaniem dla zobrazowania będzie chyba tytułowy pokraczny chochlik z polskiego wkładu w rozwój ogólnoświatowego dziedzictwa szmiry "Przyjaciel wesołego diabła". 


Jak wyraźnie wynika z powyższego - grozy ni napięcia tu nie uświadczycie, za to okazji do zabawy jest całkiem sporo. Komizm obrazu D'Amato rodzi się wielorako. Czy to za sprawą nieprawdopodobnie kiepskiej gry aktorskiej, czy też kretyńskich dialogów, czy w końcu za sprawą scenariusza samego w sobie, na którego kartach stworzono postaci działające całkowicie wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi. To nie ludzie, to maszyny reprodukcyjne! Każda okazja jest tu dobra, aby coś zaliczyć. Uzasadnienia wstawek o charakterze pornograficznym w ciągu akcji są wprost absurdalne i tak rozbrajająco naiwne że nie sposób skwitować ich inaczej niż za pomocą szyderczego rechotu. Tak zwani "naukowcy" zamiast cokolwiek badać, przechadzają się pośród tropikalnego krajobrazu i wcielają w życie hasła "wolnej miłości" z krańcowym hedonizmem. Kroku dotrzymuje im czający się w zaroślach mutant, którego zaspokoić nikt nie chce, więc ten gwałci, co mu na drodze stanie (uch!). A akurat poniżej pasa ma się czym pochwalić... 


Traktowane ze śmiertelną powagą "Porno holocaust" jawi się jako pozycja całkowicie niestrawna, porażająca w swej głupocie i amatorszczyźnie. Jeśli jednak podejdzie się do tego obrazu z dystansem i doceni jego niezamierzony potencjał "kabaretowy", to można liczyć na blisko dwugodzinną lawinę gagów i dowcipów małego i dużego kalibru. Warto przy tym zwracać uwagę na liczne wpadki realizatorskie, które na stole montażowym zostały przeoczone chyba jedynie dlatego, że montażysta stał do niego tyłem. Może więc jednak słodkie słówko "holokaust" w tytule nie jest całkiem przypadkowe? W zasadzie holokaust jest to w rzeczy samej. Tyle że mentalny.

Ocena: **


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz