2/08/2017

The Lobster (2015)

dir. Yorgos Lanthimos


Nieokreślona bliżej przyszłość. Żona Davida (Colin Farrell) zostawia go dla innego. To dramat, jasna sprawa. Tym większy, że w obecnej sytuacji, mężczyzna zmuszony jest udać się do specjalnego ośrodka dla "singli", gdzie ma 45 dni na znalezienie nowej partnerki, w przeciwnym razie zostanie... zamieniony w zwierzę...



Yorgos Lanthimos, twórca głośnego "Kła", ponownie sięga po alegorię, aby w krzywym zwierciadle ukazać relacje społeczne, przejaskrawić to, co w świecie homo sapiens szpetne, wstydliwe. Tym razem jednak ubiera swą przypowieść w płaszcz kina science-fiction, wyraźnie odwołując się do klasyków prozy antyutopijnej, ze szczególnym uwzględnieniem Orwella, Huxleya i Zamiatina. Wrzuca widza w pseudo-idealny świat, gdzie samotność jest najgorszą zbrodnią, zderza z absurdem, w którym jednak bez problemu odnajdujemy echa współczesnej nam rzeczywistości. W połowie filmu następuje nagły zwrot, dzięki czemu poznajemy z kolei dzieje "miłości zakazanej", która przywodzi na myśl przepełnione strachem, zaszczute uczucie, jakie stało się udziałem Winstona i Julii, pary bohaterów "Roku 1984". Futurystyczna wizja Lanthimosa pozbawiona jest hollywoodzkich ozdobników, to nie efektowny pejzaż rodem z "Raportu mniejszości", a wiecznie przekraczająca granice groteskowości metafora stosunków międzyludzkich.



O ile jednak we wspomnianym "Kle", Grek oscylował wokół klimatów à la okrutny realizm spod znaku Michaela Haneke, to tym razem idzie w skrajne przerysowanie, brawurowo operując czarnym humorem. "Lobster" bywa więc przerażający, ale w wielu momentach jest też po prostu nieodparcie zabawny. Spod wisielczego dowcipu przebija jednak smutek, zaduma nad zwierzęcą naturą człowieka, pesymistyczny obraz egoistycznego charakteru naszych związków z otoczeniem. Czym jest "prawdziwa miłość" i czy w ogóle tego typu abstrakcyjna idea jest w stanie znaleźć odzwierciedlenie w życiu? Na ile kochamy, a na ile czerpiemy korzyści wynikające z określonych układów? Lanthimos jest w stawianych przez siebie tezach bezlitośnie szczery, choć znajdziemy też w jego dziele nutę nadziei - potraktowaną z pewnym przymrużeniem oka, niemniej uważny widz zdoła wyłuskać na własny użytek pokrzepiające tony.



Świetna jest tutaj para odtwórców głównych ról. Przyznam szczerze, że do tej pory nie ceniłem szczególnie talentów ani Colina Farrella, ani też Rachel Weisz. Oboje mieli wprawdzie "przebłyski" (vide: "Detektyw", "Agora"), jednak dopiero w "Lobsterze" widać drzemiący w nich potencjał. Farrell bezbłędnie dopasowuje się do surrealistyczno-karykaturalnej konwencji historii, tworząc bodaj najlepszą kreację w swej dotychczasowej karierze. Jego David, to życiowy "loser", przeciętniak z brzuszkiem i wbitym w ziemię wzrokiem. Aktor większość emocji przemyca w mimice, dając jednocześnie dowód nieprzebranych pokładów vis comica. Rola Weisz jest może mniej "widowiskowa", ale twórcza koncepcja i w jej przypadku znajduje doskonałe narzędzie. 



Lanthimos konsekwentnie drąży swe tematyczne obsesje, ale jednocześnie widać w jego twórczości wyraźny rozwój. "Lobster" to kino wymagające, niejednego z pewnością odrzuci już na starcie. Nie sposób jednak odmówić reżyserowi odwagi i konsekwencji. Obraz świata przyszłości, jaki nam oferuje, jest spójny, "skończony", a obłędne wtręty pokroju potańcówki do dźwięków rozpisanego na duet szlagieru "Something's Gotten Hold of My Heart" lub silent disco w rytm "Where the Wild Roses Grow" to dowody autorskiej szarży na granicy geniuszu.

Ocena: *****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz