7/10/2021

La settima donna (1978)

dir. Francesco Prosperi



Trójka zbirów dokonuje napadu na bank. W trakcie ucieczki znajdują schronienie w domu na plaży, gdzie letni czas spędza grupa dziewcząt pod opieką siostry zakonnej (Florinda Bolkan). Przestępcy terroryzują rezydentki, urządzając im istny festiwal gwałtu, przemocy i upodlenia…

Franceso Prosperi – nie mylić ze współtwórcą Mondo Cane (1962), Franco Prosperim – zaczynał jako asystent Mario Bavy, miał również wkład w pisanie kilku scenariuszy do jego filmów (w tym do pierwszego giallo The Girl Who Knew Too Much [1963]). Za kamerą samodzielnie zadebiutował w 1966 roku gangsterskim The Hired Killer z Franco Nero, w kolejnych latach koncentrując głównie na filmach poliziottesco. La settima donna aka The Last House on the Beach to, zgodnie z anglojęzycznym tytułem, jego wkład w kino rape and revenge, silnie inspirowane wiadomym hitem Wesa Cravena. Schemat jest doskonale znany i scenariusz nie oferuje zbyt wielu zaskoczeń: ot, grupa oprawców bawi się w kotka i myszkę z Bogu ducha winnymi ofiarami. Sterroryzowane dziewczęta to skromne dziewice z oazy, dla których kontakt ze światem przestępczym stanowi oczywisty szok. Zakapiory używają sobie ile wlezie, zarówno jeśli chodzi o miłującą pokój siostrę, jak i jej podopieczne, do momentu aż miarka się przebierze. Finałowa zemsta będzie więc wyrazem frustracji i nagromadzonych pokładów zwierzęcej agresji.

Pod względem ekranowej przemocy, Prosperi jest nieco bardziej zachowawczy od Cravena: większość drastycznych szczegółów ma miejsce poza kadrem, choć i tak ciężko uznać to za seans dla wrażliwców. W pakiecie dostaniemy dwa gwałty oraz penetrację przy użyciu grubego konara, która kończy się zgonem ofiary. Cała reszta - z wyjątkiem wspomnianej końcowej młócki - podpada już raczej pod psychiczne szykany, które wprawdzie do pieszczot nie należą, ale po ryju też nie kopią. Napięcie jest budowane całkiem nieźle, choć trafiają się tutaj przestoje, które nieco „rozwadniają” atmosferę brudu i deprawacji. Świetny za to bez dwóch zdań jest frenetyczny soundtrack Roberto Pregadio, doskonale dopasowany zwłaszcza w scenach rozgrywanych w slow motion.


Na ekranie brylują przede wszystkim Bolkan w roli zakonnicy, której zasady zostają wystawione na ciężką próbę oraz Ray Lovelock, którego bohater kreowany jest na jedynego z tria rzezimieszków, który trzyma nerwy i chuć na wodzy. Do czasu jednak… Swoje pięć minut ma Flavio Andreini, gdy urządza sobie nocne harce wymalowany szminką. Pośród dziewczyn zaś uwagę przykuwa Sherry Buchanan, znana m.in. z What Have They Done to Your Daughters? (1974), The Heroin Busters (1977) oraz Zombi Holocaust (1980) – głównie ze względu na urodę, ale to też właśnie jej śmierć będzie katalizatorem wyzwalającym wybuch dziewczyńskiej przemocy.

Całościowo, La settima donna nie wybija się ponad przeciętny poziom seventisowej eksploatacji, nie podnosi też ciśnienia, jak – dajmy na to – rip-off Deodato The Last House on the Edge of the Park (1980). Wciąż jednak znajdziemy tutaj satysfakcjonująca porcję sleazu i bardziej wyzywające tony, które zwolennikom dyktatury polit-popu wzburzyłyby krew w żyłach. Słowem: solidna makaroniarska robota, ale do nieba w gębie sporo brakuje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz