dir. Denis Héroux
W nocy z 13. na 14. lipca 1966 roku 24-letni bezrobotny
marynarz Richard Speck włamał się do położonej na obrzeżach Chicago bursy dla studentek pielęgniarstwa i
sterroryzował zamieszkujące budynek uczennice. Na przestrzeni kolejnych kilku
godzin zabił osiem dziewcząt przy pomocy noża lub poprzez uduszenie, ostatnią z
ofiar przed śmiercią zgwałcił. Jednej z przetrzymywanych udało się cudem
przeżyć: uniknęła śmierci chowając się pod łóżkiem, czego napastnik nie
odnotował. Trzy dni po tych wydarzeniach Speck próbował popełnić samobójstwo,
po czym trafił do szpitala, gdzie za sprawą tatuażu na przedramieniu z napisem „Born
to Raise Hell” (dokładny opis poszukiwanego został już wówczas opublikowany w
gazetach) rozpoznał go lekarz. Postawiony przed sądem, został skazany na śmierć,
który to wyrok następnie zamieniono na 400 do 1200 lat więzienia, w praktyce oznaczające
dożywocie. Speck w istocie resztę życia spędził za kratami, zmarł na atak serca
w 1991 roku, w przeddzień swoich 50 urodzin.
Pierwszym filmem otwarcie nawiązującym do wyczynów Specka
było nakręcone zaledwie rok po tragicznych wydarzeniach pinku-eiga Violated Angels w reżyserii Kōji
Wakamatsu. Dekadę później do tematu podszedł Kanadyjczyk Denis Héroux, akcję
przenosząc z Wietrznego Miasta do targanego wewnętrznymi konfliktami Belfastu. Głównym
bohaterem jest tutaj niejaki Cain (Mathieu Carrière), amerykański żołnierz
powracający z Wietnamu do Stanów. W trakcie podróży zmuszony jest zatrzymać się
w stolicy Irlandii Północnej. W oczekiwaniu na statek, który zabrałby go do
domu, mężczyzna mieszka w przytułku dla bezdomnych i przechadza się szarymi, pogrążonymi
w wiecznej żałobie ulicami miasta. W obliczu narastającej frustracji i niemocy,
spłukany do cna wojak decyduje się na desperacki krok i dokonuje włamania do
żeńskiego akademika…
Die Hinrichtung
aka Born for Hell do faktów podchodzi
dość swobodnie, niektóre spośród prawdziwych wydarzeń zachowując, inne zaś
odrzucając. Obraz Hérouxa można więc potraktować jako swobodną wariację, w
której jednak mimo wszystko udało się uchwycić ludzki wymiar historii. Cain to –
podobnie jak Speck – mizogin, którego wyidealizowane postrzeganie kobiet nie
odnalazło odzwierciedlenia w rzeczywistości, a wygenerowane w trakcie tego procesu pokłady agresji znalazły ujście w trakcie jednonocnej rzezi. Na temat
przeszłości bohatera poznajemy jedynie strzępki informacji, widzimy jednak jego
wyalienowanie i postępującą derealizację. Trwające niemal godzinę ekranowego
czasu wydarzenia w dormitorium przedstawione zostały bez ogródek, z
dosłownością wymagającą dużej dozy twórczej odwagi, nawet jeśli to, co
najbardziej bulwersujące wciąż rozgrywa się poza zasięgiem wzroku odbiorcy. Jest
tu miejsce dla sporej ilości eksploatacyjnego ścierwa (do najbardziej podłych
należą scena gwałtu oraz ta, w której napastnik przymusza swoje dwie ofiary do
seksu oralnego), twórcy jednak bynajmniej nie nadają mu walorów rozrywkowych.
To brudna, nieprzyjemna rzecz, zapraszająca odbiorcę do obskurnego świata
psychopaty: pozbawionego uczuć i empatii, odpychającego niczym najprawdziwszy,
wypełniony odpadkami rynsztok.
Kapitalnym posunięciem było osadzenie akcji w Belfaście, który
na ekranie sportretowany został jako miasto zimne i nieprzyjazne. Wokół co chwila rozlegają się
wystrzały karabinów, bomby rozrywają ściany budynków oraz ludzkie ciała.
Dezintegracja bohatera wydaje się postępować wprost proporcjonalnie do narastającego szaleństwa, w
którym pogrąża się irlandzki port. W jednej z początkowych scen Cain/Speck jest
świadkiem zamachu w kościele: opieszale przystępuje do wspomagania akcji
ratowniczej, obserwując wszystko jakby z boku, ze znużeniem i obojętnością.
Łatwo zatem w filmie Hérouxa doszukać się komentarza społeczno-politycznego –
do wojny wietnamskiej powraca się tu kilkukrotnie, wskazując ją jako jeden z
głównych czynników katalizujących psychiczną i moralną ruinę głównej postaci.
Ze względu zarówno na pokaźną dawkę przemocy, jak i
nihilistyczny wydźwięk, Born for Hell nie
miało szans, by stać się ulubieńcem cenzorów. W samych USA do niedawna film
znany był jedynie w mocno okrojonej, trwającej 78 minut wersji
(rozpowszechnianej pod rubasznie seksploiterskim, acz zupełnie nie pasującym do
zgoła mało erotycznej treści, tytułem Naked
Massacre), co daje około 14 minut brutalnych cięć nożyc. Sam Héroux, który
zaczynał w latach 60. jako jeden z pionierów kanadyjskiej erotyki, wkrótce po
tym filmie pożegnał się z zawodem reżysera (ostatnim jego obrazem była nakręcona
rok później antologia grozy The Uncanny,
która poniosła w kinach sromotną porażkę) i całkowicie przerzucił na karierę
producenta, w trakcie której największe sukcesy odniósł za sprawą Atlantic City (1980) Louise’a Malle’a
oraz Walki o ogień (1981) Jeana-Jacquesa
Annauda. Po latach to jednak właśnie ów grindhouse’owy wyprysk mizoginistycznej
melancholii błyszczy w dorobku twórcy najmocniej, stanowiąc prawdziwie bezkompromisową
pocztówkę z piekła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz