7/18/2016

High Sierra (1941)

dir. Raoul Walsh


Zrealizowany według scenariusza autorstwa Johna Hustona i W.R. Burnetta (na podstawie powieści tego ostatniego) "High Sierra", okazał się być przełomowym obrazem w aktorskim dorobku Humphreya Bogarta. Obsadzany wcześniej w rolach drugoplanowych aktor, wreszcie zaistniał przed szeroką widownią w roli głównego bohatera. I to nie byle jakiego, gdyż są to początki charakterystycznego bogartowskiego emploi, zmęczonego życiem twardziela z zasadami. Niedługo potem na ekrany kin wszedł ikoniczny "Sokół maltański", dając narodziny gatunkowi czarnego kryminału. 1941 był bez wątpienia rokiem triumfu dla 42-letniego wówczas aktora.



Osadzone w konwencji kina noir "High Sierra" to opowieść o ułaskawionym skazańcu nazwiskiem Roy Earle (Bogart), który po opuszczeniu murów więzienia ma do wykonania jedno ostatnie zlecenie. Jego celem jest hotel w małej kalifornijskiej miejscowości, a konkretnie jego sejf, w którym przechowywane są kosztowności należące do gości. Ten skok to spłata długu wdzięczności względem starego przyjaciela, ale też szansa dla recydywisty na ustawienie się do końca życia...



Obraz Raoula Walsha wykorzystuje formułę "heist movie", którą kino noir doprowadzać będzie później do perfekcji dziełami takich mistrzów, jak wspomniany Huston ("Asfaltowa dżungla") czy Stanley Kubrick ("Zabójstwo"). "High Sierra" nie skupia się jednak w sposób drobiazgowy na samym napadzie, najważniejsza jest tutaj postać głównego bohatera i jego relacje z otoczeniem. Roy to oprych, ale nie byle jaki: stary wyga, który niejedno już w życiu widział, ale w którym jednak wciąż tli się iskra. Potrafi być okrutny i bezwzględny, działa jednak metodycznie i nigdy nie traci zimnej krwi. Jest również zdolny do czynów wielkodusznych, jak choćby wtedy, gdy pomaga ubogiej rodzinie, spotkanej podczas podróży przez granice stanów. Jest w rysunku tej postaci obecny tradycyjny rys romantyczny: to łajdak, zachowujący jednak w dalszym ciągu ludzką twarz. Już od pierwszych minut, jego los wydaje się być przesądzony, choć przecież po drodze otrzymuje szanse na odkupienie, choćby za sprawą uczucia, jakim obdarza go doświadczona życiowo Marie, grana przez niezawodną Idę Lupino.



Jak to w pełnym światłocieni świecie noir, jest w tym wszystkim obecny moralny relatywizm, który nakazuje widzowi identyfikować się z personą kryminalisty. Jest również miejsce na fatalizm: zgodnie z przepowiednią czarnoskórego pachołka, pies-przybłęda przynosi pecha i okazuje się być swoistym nemezis wyczerpanego bohatera. Scenariusz wygrywa tę nieskomplikowaną filozofię w sposób nader zręczny, a sprawna reżyseria Walsha gwarantuje odpowiednią dawkę napięcia. O aktorstwie nie wypada nawet wspominać: Bogart dał z siebie wszystko, najwyraźniej świadom faktu, że rola byłego więźnia na ostatnim zakręcie jest jego życiową szansą. Wypada znać.

Ocena: *****



2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa rzecz. Na pewno wkrótcę nadrobię.

    Ja ze swojej strony mogę polecić inne dzieło Walsha - They Died With Their Boots On, czyli losy generała Custera w konwencji wręcz superbohaterskiej. Nagromadzenie wszystkich możliwych klisz jest tam aż za bardzo zabawne.

    OdpowiedzUsuń