7/06/2016

The Texas Chain Saw Massacre (1974)

dir. Tobe Hooper




Obrazu Tobe Hoopera nikomu zapewne bliżej nie trzeba przedstawiać, wśród pasjonatów kina grozy to dzieło kultowe. Fabuła jest tu nadzwyczaj prosta: oto piątka amerykańskich nastolatków organizuje sobie weekendową wyprawę przez Teksas. Cel ich wycieczki jest drugorzędny, zresztą i tak nie uda im się go osiągnąć. Od początku są świadkami dziwnych zdarzeń, włączywszy w to obłąkanego autostopowicza z brzytwą, który bez większego powodu dopuszcza się na nich ataku. To jednak jeszcze nic wobec tego, co ich czeka. Na ich drodze pojawi się bowiem ekscentryczna familia kanibali, która nie zamierza puścić turystów żywymi... 





"Teksańska masakra piłą mechaniczną" często opatrywana bywa etykietką "jednego z najbrutalniejszych filmów w historii" czy innymi podobnymi, ale prawda jest nieco odmienna. Z dzisiejszej perspektywy nie zaszokuje ona już widza brutalnością poszczególnych scen. Siła tego filmu tkwi bowiem w czym innym, a tym czymś jest jego sugestywna atmosfera i nowatorskość (jak na tamte czasy, rzecz jasna). Wiele drastycznych rzeczy jest tu jedynie sugerowane, jak na przykład w przypadku sekwencji ćwiartowania piłą inwalidy Franklina w lesie- ekran spowija tu ciemność i tak naprawdę trudno czegokolwiek się dopatrzyć. Jednak już sama świadomość bestialskich czynów dokonywanych przez postaci sprawia, że widzowi przebiegają po plecach ciarki. Obraz posiada chory klimat, który przykuwa do ekranu, a niby-błahe zdarzenia są jak tropy, które od samego początku utwierdzają widza w przekonaniu, że niebawem wydarzy się coś strasznego. Ponadto zło jest tu irracjonalne, ale nie niemożliwe - jesteśmy w stanie uwierzyć w to wszystko, choć z pozoru jest nieprawdopodobne. 




Najciekawszym zagadnieniem wydaje mi się jednak to, jak Hooper umiejętnie zagrał na lękach przeciętnego widza. W końcu jego debiut uosabia koszmarny sen mieszczucha. Nie od dziś wiadomo, że amerykańska prowincja (a Teksas już chyba w szczególności) i oba wybrzeża Stanów, to dwa różne światy, które tak naprawdę nie wiedzą o sobie nawzajem zbyt wiele i zazwyczaj opierają się na stereotypowym myśleniu. Pogłębia to wzajemne animozje i kompleksy obu stron. W końcu wiadomo, jacy mieszkańcy prowincji są "naprawdę": zazwyczaj przesadnie religijni, ale często też ukrywający jakieś straszne tajemnice, w myśl zasady, że "wszystko zostaje w rodzinie". Poza tym są zacofani i kierują się nieco odmiennym kodeksem moralnym. Strach pomyśleć, co mogłoby nas spotkać, gdybyśmy dłużej zatrzymali się w jednej z takich "zapadłych dziur". Nic dziwnego, że niezwykle popularne stały się dreszczowce eksploatujące tematykę "krwiożerczych wieśniaków", na której oparło się między innymi wyśmienite "DeliveranceJohna Boormana. Tego typu produkcje regularnie powracają, przede wszystkim (choć nie tylko) w amerykańskim kinie, od kilku dekad. Na tym samym micie oparł się Hooper i przy okazji wprowadził do kanonu narzędzi filmowych psychopatów niezwykle istotny przedmiot, czyli ni mniej, ni więcej, tylko piłę mechaniczną. Od tej pory na dobre zagościła ona w kinie grozy. Co prawda ten pożyteczny i jakże wszechstronny przyrząd, wcześniej kojarzony głównie z drwalami, wykorzystał już trzy lata wcześniej w swym kontrowersyjnym debiucie pod tytułem "Last House On The Left", sam Wes Craven, ale była to raczej dosyć nieśmiała próba i jedynie nielicznym zapadła w pamięć. Stąd prosty wniosek, że to właśnie przyszłemu twórcy "Poltergeista" zawdzięcza swą ekranową sławę jeden z najbardziej zasłużonych dla nurtu określanego mianem gore rekwizytów. 



Niekwestionowany klasyk, to pewne. Wciąż jednak potrafi on zelektryzować widza: brudem, sugestywnością, kakofoniczną warstwą dźwiękową. Tak silnie oddziałujące i wpływowe debiuty zdarzają się w kinie niezwykle rzadko. Hooper stoi na jednym podium z George'em Romero: z niczego wyczarował jakość, która na lata zmieniła myślenie o kinie grozy. Kochaj lub nienawidź, ale znać trzeba. Sequele i remake'i mogą się schować.

Ocena: ******




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz