7/17/2016

Byzantium (2012)

dir. Neil Jordan


Wraz z „Byzantium” Neil Jordan powrócił na grunt wampirzych opowieści, który przecierał blisko dwadzieścia lat wcześniej, realizując ekranizację „Wywiadu z wampirem”. 

W kwestii podejścia do tematu, twórca „Mona Lisy” na pierwszy rzut oka idzie w zgoła nieortodoksyjnym kierunku, pozwalając swym bohaterom, niczym w niesławnej „Sadze Zmierzch”, chodzić za dnia. Na szczęście, w pakiecie nie idzie żaden Pattinson, ani inny wymuskany idol nastolatek. Zamiast tego otrzymujemy na pierwszym planie dwie kobiece postaci, matkę i córkę, obie objęte klątwą nieśmiertelności. Zmuszone są one do częstych zmian miejsca pobytu, zupełnie jakby ktoś deptał im wciąż po piętach. Kto to taki, dowiadujemy się w trakcie rozwoju akcji, która gęsto przetykana jest retrospekcjami, ukazującymi, krok po kroku, w jaki sposób doszło do przemiany bohaterek w mordercze stworzenia.


Napisałem powyżej „mordercze”, jednak prawda jest taka, że Jordan nie zagłębia się zanadto w dylematy moralne związane ze sposobami zdobywania pożywienia przez wampiry, co odgrywało dość istotną rolę we wspomnianym wcześniej obrazie z 1994 roku. Nasz tandem zabija tylko bliskich śmierci, ewentualnie tych, którzy na to sobie zasłużyli. Można to uznać za swego rodzaju unik – po co wszak babrać się w kwestiach, które poruszano wielokrotnie, ale rzadko z zadowalającym skutkiem. Podobnych „uników” mamy tu więcej, wszystko po to, aby scenariusz mógł skupić się na relacjach na linii matka-córka. Ciężko jednak oprzeć się wrażeniu, iż reżyser  z reguły ucieka się do oklepanych banałów. Miłość rodzicielki musi więc być zaborcza i nadopiekuńcza. Musi także nadejść w końcu jakieś od niej wyzwolenie. To zjawia się wraz z wprowadzeniem na scenę chorego na białaczkę chłopca.

Jak widać, im więcej elementów tej układanki wskakuje na swoje miejsce, tym bardziej historia staje się trywialna, błaha wręcz. Całe więc szczęście, że reżyser nie zapomina w tej gmatwaninie, że poza filmem z Alicja Bachledą-Curuś nakręcił także kilka ciekawych, wartościowych pozycji. Wciąż potrafi wyśmienicie kreować nastrój, który jest tu gęsty niczym mgła w rybackiej wiosce, gdzie toczy się akcja. Stylowość z kolei zapewniają „Byzantium” wytworne zdjęcia Seana Bobbita – strona wizualna to bezsprzecznie największy plus omawianego obrazu. „Gotycki” mrok powraca na swoje miejsce, odganiając przytłaczające widmo romansu dla pensjonarek. Zupełnie tak, jakby plastyczne wysmakowanie miało być tym właściwym „niedopowiedzeniem” w opowieści, która zanadto polega na sprawdzonych kliszach. W efekcie nieco staroświecki kostium, w jaki ubiera swe dzieło Irlandczyk, okazuje się być najbardziej śmiałym i nieortodoksyjnym spośród jego posunięć.

Ocena: ***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz