Ciemnowłosa, ubrana w futro kobieta przemierza Szkocję za kierownicą furgonetki. Jest milcząca, skupiona, choć zarazem sprawia wrażenie nieobecnej duchem. Potrafi być również uwodzicielska, zwłaszcza gdy pyta o drogę napotkanych w trasie mężczyzn. Niektórzy spośród nich, zgadzają się jechać z nieznajomą do jej domu. Tam zaś, zamiast spodziewanego seksualnego spełnienia, czeka ich upiorna niespodzianka...
Jonathan Glazer ma na swoim koncie teledyski dla takich wykonawców jak Nick Cave, Radiohead czy Massive Attack. W swych pracach często operuje mrocznym, niepokojącym nastrojem, niedopowiedzeniem, stawiając na działające na wyobraźnię widza obrazy. W swym trzecim pełnometrażowym filmie, "Under the Skin" wybiera podobne środki wyrazu: ponura atmosfera zwiastuje istnienie szokującej tajemnicy, a od samej fabuły znacznie bardziej istotna wydaje się być forma. Odkrycie znaczenia wielu scen, motywów, zdarzeń, pozostaje w gestii widza, który - podobnie jak w przypadku twórczości Davida Lyncha - do przedstawionej historii podejść musi w sposób intuicyjny, bez oczekiwania jednoznacznych odpowiedzi. Ma to zarówno swoje plusy, jak i minusy: nie ulega wszak wątpliwości, iż obraz Glazera wystawi na ciężką próbę cierpliwość niejednego widza, nawykłego do bardziej tradycyjnej narracji i klarownych fabuł. Z drugiej strony: klimat jest tu tak gęsty, że można go kroić nożem, a siła poszczególnych kadrów miewa siłę młota.
Całkiem słusznie chwalona jest również kreacja wcielającej się w główną bohaterkę Scarlett Johansson. Jej Laura sprawia wrażenie zimnej jak lód, wyrachowanej, pozbawionej ludzkich uczuć. Z czasem jednak w jej postać tchnięte zostaje "drugie życie", zupełnie jakby obdarzona kamienną twarzą modliszka nagle zaczęła się uczyć podstawowych emocji. Może dlatego też zaskakujące, mocne zakończenie działa tak sprawnie, pozostawiając widza z uczuciem pustki i chaosu interpretacyjnego. W kontekście formalnego chłodu i drażniącej nerwy aury, nie sposób pominąć kluczowej roli, jaką odgrywa oprawa muzyczna Mici Levi'ego. Te przejmujące, minimalistyczne tony to bodaj najlepsza ścieżka dźwiękowa do horroru/thrillera, jaką słyszałem od paru ładnych lat.
Skromny, ale pełen budzących trwogę tropów, "Under the Skin" skutecznie pobudza ciekawość widza, fascynuje, przy jednoczesnej wyrazistej obecności smutku, fatalistycznego przeczucia. Brytyjczyk z wprawą kuglarza miesza naturalizm z baśniowym oniryzmem, hipnotyzuje mieszaniną deszczowych krajobrazów i scen o charakterze wizyjnym. Widzów, którzy po etykietce "thriller science-fiction" oczekują tradycyjnego kina gatunków, muszę przestrzec: to zły adres. Tych zaś spośród was, którzy lubią dzieła unikalne i niepokorne, rzucające odbiorcy wyzwanie, gorąco z kolei zachęcam. Ocena: *****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz