5/21/2017

Twin Peaks: Fire Walk with Me (1992)

dir. David Lynch



Po tym, jak na planie serialu "Miasteczko Twin Peaks" padł ostatni klaps, zamykając całość w dwóch sezonach, twórca całego przedsięwzięcia, David Lynch odczuwał wyraźny niedosyt. Ostatnie słowo w sprawie zagadek małego miasteczka w pobliżu kanadyjskiej granicy nie zostało powiedziane, postanowiono więc powrócić do tematu w pełnometrażowym filmie. "Twin Peaks: Ogniu krocz za mną" opowiada o wydarzeniach rozgrywających się jeszcze przed odnalezieniem zwłok Laury Palmer. 


Akcja rozpoczyna się na rok przed śmiercią Laury. Jesteśmy świadkami śledztwa agenta FBI Chestera Desmonda (Chris Isaak, którego przebój "Wicked Game" trzy lata wcześniej był jedną z podwalin soundtracku Lynchowskiej "Dzikości serca") w sprawie zabójstwa niejakiej Teresy Banks (Pamela Gidley). Dopiero kiedy Desmond zaginie w niewyjaśnionych okolicznościach, do sprawy przydzielony zostaje stary znajomy, Dale Cooper (Kyle MacLachlan), który słusznie podejrzewa, że morderca niebawem uderzy ponownie. Zaraz potem widz przenosi się (z towarzyszeniem nieśmiertelnego motywu muzycznego) do swojskiego Twin Peaks, by poznać ostatnie dni z życia uzależnionej od kokainy licealistki Laury (Sheryl Lee). Ta nawiedzana jest w swych snach (a nierzadko i na jawie) przez postać upiornego Boba (Frank Silva), który pragnie wziąć w posiadanie jej ciało... 


"Ogniu krocz za mną" spotkało się z chłodnym, by nie rzec - oziębłym, przyjęciem zarówno ze strony krytyki, jak i fanów telewizyjnej serii. Niewątpliwie za ten stan rzeczy należy winić odejście w filmie od poetyki wielowątkowego portretu prowincjonalnej społeczności, na rzecz typowej dla kina twórcy "Mulholland Drive" zabawy klimatem i surrealistycznymi wizjami. Pełnometrażowe przedłużenie żywota "Twin Peaks" to mroczny dreszczowiec pełną gębą, w którym próżno szukać sielskich obrazków z codziennej egzystencji zapomnianej przez Boga i ludzi krainy zdominowanej przez skromność i prostotę. Znajdująca się tu na pierwszym planie Laura to nie żaden blondwłosy aniołek, ani wzorcowa "prom queen". Jej życie to prawdziwe piekło, w którym pierwsze skrzypce grają narkotyki, przygodny seks i koszmarne zwidy, będące wytworem umysłu na granicy obłędu. 


Owszem, taka wizja ukochanego miejsca, w którym spędziło się tyle ekscytujących godzin przed ekranem telewizora ,mogła nie odpowiadać wielu miłośnikom kultowego cyklu. Jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, iż owi entuzjaści serii niekoniecznie werbowali się spośród wyznawców kina ze znakiem jakości "Lynch". Jest tu bowiem wszystko, za co każdy fan ceni jego filmy najbardziej: tajemnica, nieprzewidywalność, drapieżność zarówno w formie, jak i treści. Moim skromnym zdaniem - choć zapewne pozostanę w tym przypadku w mniejszości - kinowe "Twin Peaks" jest idealnym uzupełnieniem emitowanej w latach 1990 - 1991 produkcji na użytek szklanego ekranu. Wiele wątpliwości ulega tu "wygładzeniu", nie brak też fragmentów, które spokojnie można zaliczyć na poczet teki "the best of" reżysera "Blue Velvet", jak choćby wyśmienita, wprawiająca widza w hipnotyczny trans, sekwencja w barze za kanadyjską granicą. 


"Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną" pozostanie zapewne dziełem niedocenionym, opatrzonym niesprawiedliwą etykietką "odrzuty z dorobku Davida L.". Warto jednak dać tej pozycji drugą szansę, dojrzeć coś więcej niż kalanie hołubionego przez rzesze oddanych widzów gniazda. Warto jeszcze raz ujrzeć choć część ulubionych bohaterów, tyle że w odrobinę odmiennych "dekoracjach", a także dołączyć do znanej już listy kilka nowych postaci (Kiefer Sutherland, Harry Dean Stanton i... tak, tak, panie i panowie -David Bowie). W końcu, kto jak kto, ale chyba Lynch wiedział najlepiej jak Twin Peaks wyglądać winno.

P.S. W 2014 roku na amerykańskim rynku ukazało się wydanie "TP: FWWM" w formacie Blu-Ray, na którym reżyser zamieścił 90 minut niepublikowanego wcześniej materiału filmowego (znane jako "The Missing Pieces"). Jakiś czas później w sieci pojawiła się fanowska wersja montażowa (autorstwa niejakiego Q2), w której zawarte zostały niemal wszystkie wycięte sceny. Abstrahując od kwestii piractwa (jak doradza sam autor, plik w formacie mkv. pobierać winni jedynie ci, którzy posiadają legalnie nabyte wydanie filmu), jest to pozycja, którą każdy fan serialu oraz jego kinowej kontynuacji, znać musi. Nie tylko wiele wątków uległo rozbudowaniu (niektóre elementy fabuły wręcz się wyklarowały, jak choćby motyw z zaginięciem agenta Jeffriesa), doszły nowe, ekscytujące fragmenty, ale i sam obraz stał się - o ile to w ogóle możliwe) bardziej mroczny i poruszający. Aż żal, że sam Lynch nie zdecydował się na wypuszczenie takiej oto, rozszerzonej "wersji reżyserskiej". Prawdziwy rarytas, a przy okazji kawał dobrej roboty montażowej. Polecam!

Ocena: ******


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz