11/28/2016

Thief (1981)

dir. Michael Mann


Frank (James Caan) jest zawodowym włamywaczem. Właśnie znajduje się na życiowym zakręcie: poznał kobietę, z którą pragnie założyć rodzinę, przygotowują się do adopcji dziecka, zaś on sam myśli o porzuceniu dotychczasowego zawodu. Aby zapewnić sobie i rodzinie dostatnią przyszłość, przestępca zgadza się wykonać jeszcze jedno zadanie dla swojego zleceniodawcy, Leo (Robert Prosky)...



"Złodziej" był debiutem fabularnym Michaela Manna. Reżyser, który do tej pory terminował na małym ekranie, na swój pierwszy film wybrał historię recydywisty, który szykuje się do ostatniego skoku przed przejściem na emeryturę. Scenariusz oparty został na książce autorstwa odsiadującego wyrok rabusia Franka Hohimera "The Home Invaders". Sama tematyka wydaje się być zgoła ograna i mało ciekawa, jednak Mann wiedział jak do niej podejść. W celu zapewnienia możliwie jak największej wierności realiom, debiutant zdecydował się zatrudnić w charakterze konsultantów prawdziwych policjantów i doświadczonych kryminalistów. To tutaj także znajdziemy już charakterystyczne dla stylu producenta "Policjantów z Miami" elementy oraz motywy, które odtąd będą przewijać się w jego twórczości.



Mann oferuje kryminał w tonacji neo-noir, a panującą na ekranie atmosferę zwiastuje już ekstatyczna czołówka z neonową czcionką napisów. Rozgrywająca się głównie nocną porą opowieść to mroczny dreszczowiec z życia półswiatka, z poszukującym odkupienia bohaterem. Odtwarzany przez Canna Frank posiada w sobie rys romantyczny: to twardziel, ale poszukujący dla siebie drogi odwrotu, poszukujący spokoju, a nie gwałtu, którym pulsują pogrążone w ciemnościach ulice Los Angeles. Reżyser wyciska z dramatycznego potencjału, jaki tkwi w fabule maksimum, w miarę trwania akcji podkręcając temperaturę do zenitu. W potęgowaniu napięcia wspomaga się ścieżką dźwiękową skomponowaną przez Niemców z Tangerine Dream. Rezydująca w Berlinie grupa miała za sobą pracę przy oprawie muzycznej remake'u "Ceny Strachu" Clouzota, jednak to dopiero ich wkład w nastrój "Złodzieja" zwrócił uwagę Hollywood, co zaowocowało szeregiem lukratywnych propozycji w latach 80., z których do najbardziej pamiętnych zaliczyć należy "Ryzykowny interes" oraz "Twierdzę". Paradoksem jest fakt, iż soundtrack do filmu Manna został swego czasu nominowany do Złotej Maliny. Z dzisiejszej perspektywy, ciężko wyobrazić sobie omawianą pozycję z innym podkładem: Muzyka Tangerine Dream to idealne uzupełnienie obrazu, można odnieść wrażenie, że jedno bez drugiego nie byłoby w stanie funkcjonować.



W kwestii aktorstwa, wspomnieć wypada, że Mann nie był jedynym, który przy okazji tego obrazu stawiał swe pierwsze kroki na planie. Pośród "żółtodziobów", których kariera nabrała później rozpędu mamy tutaj Dennisa Farinę (ex-policjanta, który wciela się tutaj w drobną rolę zbira), Jamesa Belushi, Williama Petersena, Johna Santucci oraz Roberta Prosky'ego (zapadająca w pamięć kreacja bezwzględnego gangstera). Sam James Caan ponoć przez długi czas uważał swą rolę w "Złodzieju" za jeden ze swoich najlepszych występów na dużym ekranie. 



Nocny, neonowy pejzaż, rabusie z zasadami, pozbawieni tychże zasad "biznesmeni" i szemrani stróże prawa - Mann używa schematów starych jak samo kino sensacyjne, potrafi jednak nadać im własne piętno. Maniera reżyserska wydaje się być tu sumą doświadczeń rozpoczynającej się wówczas dekady, twórca "Informatora" jest jednak prowodyrem i trendsetterem w tej kwestii. Pozostając w obrębie akcyjniaka o glinach i oprychach, dopieszcza poszczególne składowe filmu tak, by uczynić zeń ucztę dla zmysłów widza. Uczyni to później jeszcze wielokrotnie, choćby przy okazji słynnej "Gorączki", obrazu - co warto zaznaczyć - który pod wieloma względami jest kopią pierwszego wielkiego dzieła Manna.

Ocena: *****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz