11/06/2016

The Human Centipede II (Full Sequence) (2011)

dir. Tom Six


Szaleniec ze skalpelem postanawia połączyć troje ludzi w jeden organizm - czasem sam pomysł na fabułę filmu starcza, by go skutecznie wypromować. "Ludzka stonoga" Brytyjczyka Toma Sixa wywołała poruszenie nie ze względu na swe walory artystyczne, ani gwiazdorskie nazwiska w obsadzie, ale właśnie tytułem kontrowersyjnego konceptu, na jakim się oparła. Czyli: pomysł trafiony, trzeba iść za ciosem. 


Druga część trylogii Sixa rozpoczyna się od autoironicznego cytatu: obserwujemy pracownika ochrony parkingu, który w swej stróżówce w stopniu najwyższego podniecenia i fascynacji ogląda pierwszą "Stonogę". Martin, bo tak mu na imię, owładnięty jest obsesją na punkcie przeniesienia filmowej idei w życie. Wkrótce swój plan zaczyna realizować...


Jak sequel, to wiadomo: musi być atrakcyjniej i ostrzej. Pod tym względem reżyser oczekiwań nie zawiódł. "Dwójka" jest bardziej dosłowna, bardziej obrzydliwa, bardziej "chora" niż jej poprzedniczka. Pozszywany z Bogu ducha winnych nieszczęśników robal tym razem nie ogranicza się już "tylko" do trzech "segmentów". Zmiany poczynione zostały także na poziomie stylistycznym: Six postanowił całość zarejestrować na czarno-białej taśmie, która nadaje opowieści aurę rodem z sennego koszmaru. Pierwsza połowa filmu przywodzi wręcz na myśl wczesne dokonania Davida Lyncha, z jego "Głową do wycierania" na czele: atmosfera jest groteskowo absurdalna, podobnie jak kosmicznie wręcz przerysowane są postaci "dramatu", ze szczególnym uwzględnieniem Martina i jego rodzicielki. To, co jednak zaczyna się jako surrealistyczne przywidzenia obłąkanego umysłu, szybko przeradza się w prawdziwy spektakl upodlenia i perwersji, której nie powstydziłby się sam markiz de Sade. I tu już jest gorzej. Widać, że twórca szokować pragnie za wszelką cenę, więc pedał zwyrodnienia dociska do oporu, działając w myśl zasady: "żebyście wiedzieli, że tak, że się do tego posunę". Może jeszcze parę lat temu nie narzekałbym na takie postępowanie, jednak dzisiaj wiem, że świadczy ono jedynie o twórczej niedojrzałości, a brutalność i ekstremum działają należycie jedynie wtedy, gdy są w dziele filmowym należycie umotywowane. Tutaj, nie ma się co okłamywać, nie są. W poprzednim swym obrazie angielski reżyser znał jeszcze umiar, dzięki czemu udało mu się znaleźć odpowiednie wyważenie proporcji , tym razem przedobrzył, przez co seans z czasem zwyczajnie zaczyna się dłużyć. 


O tym, że "Ludzka stonoga 2" nie jest jedynie męczącym popisem skrajnych tworów wyobraźni swego autora, decyduje kreacja Laurence'a R. Harveya, który wcielił się w postać głównego bohatera. Ten przez większość czasu milczący, obleśny do granic możliwość grubas to jeden z najbardziej sugestywnych ekranowych psychopatów od długiego czasu. Postać autentycznie budząca odrazę i przerażenie, zagrana przy tym w sposób minimalistyczny, bez zbytecznego przerysowania. Już tylko z tego powodu gore'owi entuzjaści po omawianą pozycję sięgnąć powinni. 


O tym, że w kinie w zasadzie nie ma już granic, których by nie przekroczono, wiadomo nie od dziś. Mimo tego Tom Six za zadanie postawił sobie, o ile to możliwe, przesunąć je choćby jeszcze odrobinę dalej. Efekt jest w dużej mierze rozczarowujący, bo zabrakło kreatywności, bez której ani rusz. Wciąż jednak - na pociechę pozostaje umiejętnie wygenerowany klimat i jeden z największych "popaprańców" jakich nosiła celuloidowa taśma. Jeśli więc pierwsza "Ludzka stonoga" Cię nie zniesmaczyła, to spokojnie możesz się zmierzyć z drugą odsłoną - może tym razem wystąpi odruch wymiotny.

Ocena: ***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz