11/06/2016

The Human Centipede III (Final Sequence) (2015)

dir. Tom Six


Tom Six rozbłysnął na firmamencie ekstremalnego horroru w iście spektakularnym stylu, proponując swoją skatologiczną makabreskę pod tytułem "Ludzka stonoga". Sukces filmu zachęcił jego twórcę do dalszej eksploracji tematu i podzielenia się z widownią jeszcze bardziej chorymi wytworami swej wyobraźni w części drugiej. To, co na początku wydawało się jednorazowym, specyficznym żartem filmowym, z czasem przerodziło się w trylogię fekalnych fantazji. Przez wielu wyczekiwane z niecierpliwością zamknięcie cyklu przynosi kolejną dawkę bezsensownego okrucieństwa i obliczonych na konkretny efekt obrzydliwości. 


Akcja trzeciego aktu rozgrywa się w teksaskim więzieniu, gdzie niepodzielną władzę sprawuje sadystyczny naczelnik Bill Boss (gwiazda pierwszej części, Dieter Laser). Stosowane przezeń kontrowersyjne metody resocjalizacyjne (czyt. tortury i okaleczenia) nie przynoszą wymiernych skutków, co najwyżej jedynie prowokują więźniów do jeszcze bardziej ostentacyjnych oznak niesubordynacji. W obliczu wiszącego nad nim widma utraty posady, dyrektor zakładu decyduje się wcielić w życie szatański plan autorstwa swego zastępcy...


Podobnie jak miało to miejsce w drugiej "Stonodze", reżyser puszcza do widza oko, proponując zabawę w autocytaty. Duet bohaterów (obok Lasera, w roli jego prawej ręki, powraca znany z sequela Laurence Harvey) z pasją analizuje więc wcześniejsze dzieła pana Sixa, czerpiąc z nich natchnienie i inspirację. Mentorskiej porady szukają zresztą u samego twórcy, który pojawia się na ekranie w krótkim epizodzie, grając samego siebie. "The Human Centipede III (Final Sequence)" w jeszcze większym stopniu niż poprzednie odsłony zmierza w kierunku surrealistycznej zgrywy, suto racząc odbiorcę absurdalnym czarnym humorem. Six szarżuje bez umiaru, wpychając nas w sam środek domu wariatów z piekła rodem. Raz sprawia wrażenie, jakby w kwestii epatowania wynaturzeniami pragnął przebić niesławną serię "August Underground", kiedy indziej wyraźnie daje do zrozumienia, że to wszystko to tylko monstrualnych rozmiarów wygłup, szokowanie w sztubackiej manierze. Fabuła, świat przedstawiony, poszczególne postaci, wszystko jest tu umowne, skrajnie przerysowane. Posiadający największe pole do popisu Dieter Laser szaleje niczym Tony Montana w wersji na sterydach, budząc w widzu obawę, iż jego pikawa rzeczywiście nie wytrzyma i w pewnym momencie wysiądzie. Towarzyszący mu Harvey jest już znacznie bardziej stonowany, jednocześnie proponując zupełnie inny wachlarz środków, niż miało to miejsce w przypadku jego koszmarnego grubasa z "dwójki". Wspólnie obaj panowie tworzą wdzięczny tandem, który skutecznie uzupełnia się na zasadzie silnych kontrastów. Wisienką na torcie jest udział Erica Robertsa w drugoplanowej roli gubernatora. Biedny facet najwyraźniej nigdy już nie wydostanie się z bagna klasy B. 


A co z clou programu, czyli tytułowym mokrym snem chirurga-psychopaty? Tom Six zadanie miał niełatwe, albowiem nawet najlepszy koncept powtarzany w nieskończoność zaczyna prezentować się zgoła żałośnie. Najwyraźniej świadom tego faktu pomysłodawca postawił na zgoła inne atrakcje, nurzając się w efektownych parafiliach, udział samej stonogi ograniczył zaś do minimum. Widzowie oczekujący większej dawki analno-oralnych podniet mogą poczuć się zawiedzeni, autorskie posunięcie wydaje się jednak w pełni zamierzone i celowe. Brytyjczyk zakpił z oczekiwań głodnej sensacji bazy fanów swego projektu i drugi raz z rzędu zaproponował zmianę konwencji. Tym razem jeszcze zadziałało, mam tedy nadzieję, że pan Six świadom jest faktu, że temat wyczerpany został w stu procentach i nie będzie do niego więcej powracał. Pozwoli to zapamiętać stonogę w całej jej obleśnej i kuriozalnej krasie.

Ocena: ***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz