9/05/2016

Queen of the Desert (2015)

dir. Werner Herzog


Jeden z największych outsiderów światowej kinematografii, Werner Herzog na przestrzeni dekad wypracował sobie stabilną markę. Czy to jako twórca fabuł, toczący boje z chimerycznym nemezis, Klausem Kinskim czy też jako wnikliwy dokumentalista, wytrwale portretował zjawiska pomijane, pochylał się nad wyrzutkami, sam narzucał sobie karkołomne wyzwania. Słowa klucze w kontekście jego persony to "szaleństwo" oraz "wykluczenie". Pod prąd, na przekór trendom, docierając tam, gdzie większość filmowców nie odważyłaby się postawić stopy - tak przez lata wyglądał rys kariery niemieckiego reżysera. 


Mimo podeszłego wieku, Herzog pola bitwy nie opuszcza. Chwała mu za to, zaś decyzja o wyborze na bohaterkę kolejnego dzieła osoby Gertrudy Bell, zdaje się tylko potwierdzać pewną ogólną prawidłowość odnośnie jego dorobku. Dzieje życia Bell, Brytyjki, która w początkach XX wieku przemierzała Bliski Wschód, badając tamtejsze plemiona i pomagała w wytyczaniu granic rodzących się w tym rejonie państw, to wprost wymarzony temat dla twórcy "Aguirre". Działająca na przekór konwenansom buntowniczka, panienka "z dobrego domu", która dla pasji, poczucia wolności, odcięła się od swych korzeni i zatopiła w dziczy. Czyż nie brzmi to znajomo? Czyż nie staje wam przed oczami opętany wielką ideą Fitzcarraldo? Czyż nie przywodzi to na myśl tragicznych bohaterów "Krzyku kamienia", "Grizzly Mana"?  


Tym większe zdziwienie ogarnia widza, gdy odkrywa, że wracając w znajome rejony, Niemiec sporządził twór błahy, nie od konwenansów uciekający, a konwencjonalny właśnie, pospolity wręcz, na usta się ciśnie. "Królowa pustyni" okazuje się być bowiem na wskroś hollywoodzką w duchu produkcją biograficzną. Napisany "od linijki" scenariusz pełen jest dumnych frazesów, poetyckich kwestii dialogowych, które nie skrywają nic poza napęczniałą pustką. Co boli bodaj najbardziej, to fakt, iż Herzog psychologię zastąpił w tym przypadku tanim melodramatem. Miłostki rodem z romansu dla pensjonarek wypełniają większą część akcji, zaś pustynne wojaże bohaterki mają w sobie tyle z przygody, co starcie z kradnącym pieniądze automatem z napojami. Na całe szczęście jedno nie zawodzi: fabularne klisze reżyser zamyka w urzekających pięknem kadrach. Majestat pustyni rzeczywiście onieśmiela, można się w nim rozsmakować, przynajmniej do czasu, gdy któraś z postaci nie otworzy ponownie ust.  


Banału, który wylewa się z ekranu bynajmniej nie ratuje przeciętne aktorstwo. Nicole Kidman, której ponaciągana twarz zna cały wachlarz cierpiętniczych min, nie wychodzi poza swoją standardową pozę. Bell w jej wydaniu to jakże popularny we współczesnym kinie pierwowzór feministki: nie straszne jej żadne wyzwania, a z opresji wychodzi cało, owijając sobie mężczyzn wokół palca. Obserwując jak wywalcza sobie niezależność w świecie zdominowanym przez planujących kolejne wojny samców, trudno oprzeć się wrażeniu, że jej persona sprokurowana została pod gotową tezę, topornie, jak spod sztancy. Drugi plan wcale nie wypada lepiej: nonszalancki James Franco gra, jakby zależało mu tylko na jak najszybszym odwaleniu powierzonego zadania. Robert Pattinson, wcielający się w T.E. Lawrence'a, zdaje się z kolei mieć szczere intencje, co nie zmienia faktu, iż mamy w tym przypadku do czynienia z klasycznym przykładem pomyłki obsadowej. Najciekawiej bodaj wypada Damian Lewis, któremu udało się tchnąć nieco życia w figurę rycerskiego kochanka o manierach zbitego psa. 


Suma czynników, wchodzących w skład "Królowej pustyni" tworzy pejzaż nijakości. Zupełnie tak, jakby pod naciskami producenta, Herzog z premedytacją wykastrował swoje dzieło z wszelkich oznak oryginalności. Ogołocona z obłędu, żarliwości, tendencji do przekraczania granic historia stoi wszystkim tym, co uznać można za przeciwieństwo autorskich obsesji reżysera. Jest jak mdła pocztówka, na której odwrocie napisano: "jest pięknie, ludzie są mili, komary wcale nie gryzą tak bardzo, a zachody słońca zapierają dech w piersiach". To wspaniale i jakże miło, panie Herzog, że udały się panu wakacje, proszę wracać jednak do pracy.

Ocena: **


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz