9/28/2016

Irrational Man (2015)

dir. Woody Allen


Egzystencjalne rozważania nad sensem życia i siłami determinującymi nasz los powracają w twórczości Woody'ego Allena równie często, jak jego neurozy. Twórca "Manhattanu" na przestrzeni lat wielokrotnie udowodniał, że pognębić widza dawką fatalizmu, jest mu równie łatwo, jak dostarczyć nuty pokrzepienia. W "Nieracjonalnym mężczyźnie", reżyser raz jeszcze wkracza na doskonale znany zarówno sobie, jak i swoim wiernym widzom, pełen pułapek losu, teren. 


Abe Lucas (Joaquin Phoenix) obejmuje posadę wykładowcy filozofii w college'u Braylin. Mały kampus aż huczy od plotek na temat słynącego z radykalizmu profesora. Jak się okazuje, Abe jest człowiekiem wypalonym, cierpiącym na depresję i pozbawionym woli życia, co bynajmniej jednak nie odstręcza odeń licznych przedstawicielek płci żeńskiej, na które udręczona postawa romantyka działa niczym magnes. Jedną z adoratorek jest urodziwa Jill (Emma Stone), z którą Abe szybko się zaprzyjaźnia... 


Pozornie, "Nieracjonalnemu mężczyźnie" pod względem tonacji i ciężaru dramaturgicznego, najbliżej jest do niedawnych, urzekająco lekkich komedii  Allena, pokroju "O północy w Paryżu" i "Magia w blasku księżyca". Są tu akademickie dysputy i rozpalające małomiasteczkową wyobraźnię romanse. Znajdzie się też miejsce na miłość, jedyne niezawodne remedium na bolączki i rozterki intelektualisty, którego rozczarowanie życiem doprowadziło do impotencji, zarówno twórczej, jak i tej całkiem dosłownej, czytaj: seksualnej. W pewnym momencie następuje jednak zwrot akcji, który wywraca ten sielankowy klimat rodem z "Seksu nocy letniej" do góry nogami. Reżyser po raz kolejny przypomina, że "Zbrodnia i kara" należy do jego ulubionych lektur i powraca do motywu "morderstwa doskonałego", tak zręcznie wygranego chociażby w genialnym "Wszystko gra". Pod wieloma względami, najnowszy film Woody'ego to alternatywna wersja tamtej historii, oba tytuły zdaje się odróżniać od siebie jedynie zawarta w nich konkluzja. 


Czyli co? Pan Allen znów się powtarza? Poniekąd, ciężko temu zaprzeczyć. Nie jest to wszak pierwszy przypadek, kiedy Nowojorczyk wyciska z uprzednio obranego tematu siódme poty. Nie da się też ukryć, że "Mężczyzna" nie jest tak błyskotliwy, jak wspomniane "Wszystko gra", choć już z takim "Zbrodnie i wykroczenia", stawać w szranki mógłby spokojnie. Spora w tym zresztą zasługa sugestywnej kreacji podtatusiałego Phoenixa: jego cierpiętniczy bohater bardzo łatwo daje się polubić, ma w sobie rys tragiczny, ale też przyciąga za sprawą dystansu, który jeszcze do niedawna cechował odtwarzane przez samego reżysera alter ego jego osoby. Abe Lucas to postać znacznie "cieplejsza", chciałoby się rzec: bardziej ludzka, niż wyrachowany Chris Wilton w wykonaniu Jonathana Rhysa Meyersa. Stąd też, psychopatyczny rys osobowości profesora filozofii zrazu może nie przekonuje, ale z czasem ma szansę wybrzmieć ze zdwojoną mocą. 


Allen skutecznie miesza w głowach widzom, na potrzeby scenariusza anulując podziały na czarne i białe. Dla wielu, być może, dywagacje twórcy "Annie Hall" będą nazbyt teoretyczne, oderwane od prawdziwego życia, charakter pisma pozostaje jednak nie do podrobienia, a płynące z seansu wnioski - wciąż frapujące. I nawet tam, gdzie wydaje się, że powiedziane zostało o jedno słowo za dużo, ujawnia się typowa allenowska przewrotność. Nigdy wszakże do końca wiedzieć nie będziemy: czy sprawiedliwość ślepa być musi, czy tylko może?

Ocena: ****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz