7/13/2018

D'après une histoire vraie (2017)

dir. Roman Polański



Delphine (Emmanuelle Seigner) jest pisarką. Jej debiutancka powieść, w której wykorzystała autobiograficzne wątki, okazała się być bestsellerem. Teraz wydawca naciska na początkującą autorkę, aby zabrała się do pracy nad kolejną książką. Delphine dopada jednak niemoc twórcza, którą dodatkowo pogłębiają, adresowane do niej, anonimowe listy, których autor oskarża ją o kupczenie swoją prywatnością w celu uzyskania rozgłosu. Mniej więcej w tym samym czasie, kobieta poznaje tajemniczą Elle (Eva Green), która twierdzi, że jest ghost writerem. Elle służy radami, jest bystra, spostrzegawcza i czarująca. Koleżanki "po fachu" szybko stają się bliskimi przyjaciółkami. Nowa znajoma skrywa jednak drugie, mroczne oblicze, a okrutne cechy jej charakteru mają dopiero się ujawnić w pełnej krasie...


Kolejny, po świetnym "Wenus w futrze" film Romana Polańskiego to thriller, w którym odnajdziemy większość żelaznych lejtmotywów z repertuaru twórcy. Jest więc miejsce na pogłębiającą się paranoję, motyw uzależnienia od drugiej osoby, zamkniętą przestrzeń stanowiącą miejsce akcji czy wreszcie przejmowanie cudzej tożsamości. Nie ma się jednak co okłamywać: "Prawdziwa historia" to nie dzieło na miarę "Wstrętu", "Matni" czy "Lokatora". W najlepszym przypadku mamy do czynienia z przyzwoicie skrojonym dreszczowcem, który nie jest wszak wolny od rozlicznych, rzucających się w oczy, wad. Raz że poważnie szwankuje logika, dwa - w wielu momentach rzecz jest zdecydowanie naciągana. No i mocno przewidywalna. Green od pierwszej sceny ze swoim udziałem daje wyraźnie do zrozumienia, że Elle to, za przeproszeniem, "pieprznięta suka". Dziewczyna chodzi ubrana schludnie i elegancko, prawdziwa businesswoman. Na jej twarzy widnieje jednak niepokojący, szeroki uśmiech, zupełnie jakby należała do jakiejś sekty samobójców albo odsiedziała parę ładnych lat w korpo. Lubi też zajrzeć do kieliszka i okazyjnie traci nad sobą panowanie (przegięta scena z blenderem!). Tutaj nie ma miejsca na niedopowiedzenia, bo od razu czujemy, co się święci z taką modelką. Na drugim krańcu szali mamy Seigner, której bohaterka jest niepewna siebie, krucha, szuka oparcia. Jest przy tym nieskończenie naiwna, pozwalając - bez chwili zastanowienia - wkroczyć obcej osobie w swoje życie. Z butami. Bo Delphine rozsądkiem nie grzeszy i z marszu pokazuje nawiedzonej Elle zawartość swoich notatników, daje hasło do laptopa, ba! pozwala jej zamieszkać we własnym apartamencie.


Polański zanadto polega na niedopracowanym, wątłym scenariuszu, w którym roi się od gatunkowych klisz i sztampowych rozwiązań. Zachowuje się przy tym, jak gdyby próbował nakręcić własne "Misery". Tyle, że szerzej nieznana francuska autorka to nie Stephen King (film jest adaptacją książki), a duet Seigner/Green to nie James Caan i Kathy Bates. Nie zrozumcie mnie źle, nic nie mam do żadnej z wymienionych aktorek, w gruncie rzeczy obie grają na poziomie (choć Green jest aż nazbyt "demoniczna"). Problem w tym, że nie wznoszą się "ponad". Nie uświadczymy więc ani porywających kreacji, ani solidnie trzymającej w napięciu intrygi. "Prawdziwa historia" to Polański w słabszej formie, powtarzający się i jakby pozbawiony "pazura". Wolałem mimo wszystko jego kameralne psychodramy z lat poprzedzających, bo tam przynajmniej iskrzyło zarówno od strony gry, jak i tempa. Tutaj jest... poprawnie. A to chyba nie najlepsza laurka, jaką można wystawić twórcy tego kalibru.

Ocena: ***

PS. W jednej ze scen, bohaterka Green nosi t-shirt z logiem z albumu "Blackstar" Davida Bowie. I za to SZACUN!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz