Miliarder George Stark (Teodor Corrà) zaprasza na swoją prywatną wyspę grupę znajomych. Pośród gości znajduje się profesor Gerry Farrell (William Berger), wybitny naukowiec, który niedawno opracował formułę, dzięki której planuje zrewolucjonizować świat przemysłu. Wynalazca szybko przekonuje się, że na jego patent czyha trzech uczestników weekendowego wypoczynku. Pomimo, że mężczyźni oferują mu grube pieniądze za wyłączny dostęp do jego odkrycia, profesor pozostaje niewzruszony i odrzuca ich hojne propozycje. Nagle, jeden po drugim, wczasowicze zaczynają ginąć z rąk nieznanego sprawcy...
"5 bambole per la luna d'agosto" powstało w tym samym roku, co głośne giallo "Il rosso segno della follia". Rok później, na ekrany wejdzie inne przełomowe dzieło Mario Bavy, proto-slasher "Reazione a catena". Można więc śmiało powiedzieć, że jest to okres, gdy słynny włoski reżyser znajdował się u szczytu swoich możliwości. A jednak, omawiany obraz nie tylko nie należy do cenionych przez krytykę, nawet sam twórca przyznawał z perspektywy czasu, że "Five Dolls for an August Moon" jest jednym z jego najsłabszych dokonań. Co ciekawe, pod względem fabuły, nastroju i formy, wykazuje rzeczona pozycja spore podobieństwo względem wspomnianego "A Bay of Blood". I tu i tam mamy sielskie lokacje, w obu przypadkach akcja skupia się nie metodycznym likwidowaniu kolejnych postaci. Za inspirację posłużyła Bavie tym razem powieść Agathy Christie „Dziesięciu małych Murzynków”, arcydzieło literatury kryminalnej i niedościgniony wzorzec dla przyszłych pokoleń, w tym dla autorów brukowych łamigłówek "w żółtej okładce".
Może też w tym tkwi szkopuł: twórca "Sei donne per l'assassino" wziął na warsztat archetypiczną dla gatunku sytuację, przysłowiowy "samograj" i straciwszy czujność, poległ. Efektem jego starań jest bowiem wyzuty z napięcia dreszczowiec z rosnącym systematycznie body countem. Kiepsko zagrany, z jałową intrygą i nieprzekonującymi zwrotami akcji. Bava, podobnie jak jego krajanie-naśladowcy, nie miał wielkiego talentu do prowadzenia aktorów, chętnie wpychał w ich usta katastrofalne linie dialogowe, skupiając się przy tym głównie na stronie wizualnej i kreowaniu nastroju. "Five Dolls..." można więc uznać za intrygującą wpadkę: nie zabraknie tutaj ciekawych zabiegów montażowych i unikalnych kompozycji kadru, które mają za zadanie przysłonić braki fabularno-wykonawcze. Ostatecznie jednak, idiotyczny epilog staje się przysłowiowym "gwoździem do trumny" i pozostawia podobny niesmak, jak nieprawdopodobnie kuriozalne zakończenie innego filmu reżysera, uznawanego za pierwsze giallo w dziejach "La ragazza che sapeva troppo".
Stylowy, ale sztuczny, makabryczny, acz pozbawiony krwistych fajerwerków (miłośnicy gore nie znajdą tutaj wielu powodów do radości), przewrotny i przeszarżowany zarazem, "5 bambole per la luna d'agosto" nie jest z pewnością najgorszym dokonaniem w bogatej filmografii Włocha, ma jednak prawo rozczarować. W zestawieniu z przełomowymi dziełami Bavy, ta wprawka z kryminalnych szarad jawić się musi jako regres. Z drugiej strony: to, co doniosłe i kreujące trendy, często okupione jest towarzystwem prób o znamionach przeciętności. Ocena: **½
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz