1/14/2018

Three Billboards Outside Ebbing, Missouri (2017)

dir. Martin McDonagh



Od śmierci Angeli upłynęło już dziewięć miesięcy. Sprawa gwałtu i morderstwa dokonanego na nastolatce wstrząsnęła lokalną społecznością, jednak policja przez ponad pół roku nie pchnęła śledztwa do przodu nawet o milimetr. Nie ma poszlak, podejrzanych, wszystko wskazuje na to, że sprawca brutalnej zbrodni pozostanie bezkarny. Zdesperowana matka ofiary postanawia posłużyć się prowokacją: wynajmuje trzy nieużywane od dekad billboardy przy mało uczęszczanej drodze i zamieszcza na nich skierowane wprost do miejscowego szeryfa pytanie: co ze sprawiedliwością?


Powyższy opis zwiastuje grubo ciosany dramat z "niewygodną tematyką" na pierwszym planie. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie, Martin McDonagh ma jednak inne aspiracje: marzy mu się coś znacznie subtelniejszego, a zarazem bardziej wnikliwego, aniżeli kolejny obraz z cyklu "samotna matka bierze sprawy we własne ręce". Pierwszym skojarzeniem jest tu twórczość braci Coen: z miejsca do głowy przychodzą takie tytuły jak "Fargo" czy "To nie jest kraj dla starych ludzi". Śladem swych mistrzów, McDonagh perfekcyjnie odmierza proporcje między czarną komedią a ponurym moralitetem. Tak jak i u Coenów, ekran zaludniają prowincjonalni prostaczkowie oraz kretyni pospolici. Ba! Jest nawet Frances McDormand w roli głównej!


I choć te porównania narzucają się niejako same z siebie, trzeba oddać twórcy "7 psychopatów", że jest na tyle zręcznym i inteligentnym autorem, że udaje mu się wykrzesać z historii pełnokrwiste, trzymające w napięciu kino. Od początku kwestia odnalezienia zabójcy traktowana jest tu tylko jako pretekst, motyw kryminalnej zagadki zostaje wykluczony na rzecz barwnego obrazu życia społeczności. To konsekwencje umieszczenia kontrowersyjnej "reklamy" grają tu pierwsze skrzypce: posunięcie zrozpaczonej kobiety otwiera najprawdziwszą puszkę Pandory. Ożywają dawne resentymenty, jest gorycz, żal, wściekłość, w końcu - śmierć. McDonagh nie unika po drodze wpadek: niektóre wątki i punkty zwrotne aż nazbyt wyraźnie zalatują ręką demiurga-scenarzysty, bo za zadanie mają przede wszystkim popychać akcję naprzód. Reżyser ma jednak w zanadrzu dwa ogromne atuty: ucho do błyskotliwych dialogów oraz pełnych poświęcenia aktorów. 


Pierwszy plan to przede wszystkim wspomniana McDormand, która wcielając się w Mildred Hayes kreuje postać kobiety znajdującej się u kresu wytrzymałości, a mimo to wciąż silnej, pełnej wigoru i odwagi. Jest pyskata, nie przebiera w słowach, bije od niej pewność siebie, nawet jeśli z oczu i pomarszczonej twarzy wyzierają zmęczenie i wewnętrzny ból. Występ z tych "oscarowych". Jedynym spośród obsady, który jest w stanie dotrzymać jej kroku jest Sam Rockwell. Jego oficer Jason Dixon, w miarę rozwoju wydarzeń, wyrasta na równoprawnego względem Mildred bohatera. Poznajemy go jako maminsynka, rasistę i przygłupa w jednym. Czas wolny po służbie spędza upijając się w miejscowym barze, egzekwowanie prawa utożsamia z przemocą, gdy wytknąć mu jego przywiązanie do matki, zaczyna się jąkać. Bez dwóch zdań: odrażający, żałosny typ. A jednak, z niewiadomych przyczyn, szeryf Willoughby (Woody Harrelson) pokłada w nim wiarę, twierdząc, że w głębi to "dobry chłopak". O tym, że ma rację, przyjdzie się nam przekonać po szeregu dramatycznych zajść. A Rockwell gra koncertowo, na przemian odpycha i wzbudza współczucie.


Gdybym miał podać jeden konkretny powód dla którego "Trzy billboardy..." tak mocno "załażą za skórę", byłaby to właśnie empatia McDonagha względem wykreowanych przezeń bohaterów. Owszem, to banda nieokrzesanych buraków, rednecków, których z reguły w hollywoodzkim kinie zwykło się napiętnować. Reżyser potrafi jednak pokazać ich ludzkie oblicze, przypomnieć że - jakkolwiek nie zabrzmiałoby to banalnie - w każdym można odnaleźć słaby punkt, który go "uczłowieczy", wrażliwość, zalety przesłaniające wady. W tym punkcie zarzuty względem nazbyt widocznie wykoncypowanych zwrotów akcji rozbijają się o mur, bo w szlachetną (choć odpowiednio przybrudzoną) wizję świata z Ebbing w Missouri łatwo i chętnie się wierzy. W przemiany pozornie niereformowalnych indywiduów, prostolinijność zwyciężającą podłość, chęć pomocy drugiemu człowiekowi. Kino, które jednocześnie kopie i gładzi po głowie. Ryzykowna mieszanka, która tutaj sprawdza się bez zarzutu.

Ocena: *****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz