7/08/2022

The Harvest (1993)

dir. David Marconi


Charlie (Miguel Ferrer) jest scenarzystą. Swój najnowszy scenariusz pisze od miesięcy, kolejne jego wersje odrzucane są przez studio, Charlie nanosi kolejne poprawki, ale to wciąż nie to czego chcą producenci. Ostatecznie pada decyzja, by wysłać Charliego do Meksyku, gdzie miałby zbadać sprawę zabójstwa na zlecenie, co mogłoby tchnąć w jego skrypt odrobinę autentyzmu. Na miejscu okazuje się, że ofiara była pedofilem, a okoliczności jej śmierci zostały zatuszowane przez skorumpowanych funkcjonariuszy policji. Na domiar złego Charlie traci głowę dla lokalnej femme fatale (Leilani Sarelle)…

Neo-noir z domieszką thrillera erotycznego, nad wyraz smakowity, prosto z czasów, kiedy tego typu mieszanki były najbardziej na fali. Stojący za kamerą David Marconi wyreżyserował w trakcie swojej kariery tylko dwa tytuły (drugim jest thriller Zderzenie z 2013 roku), na przestrzeni lat skupiał się głównie na scenariopisarstwie (m.in. Wróg publiczny [1998] i Szklana pułapka 4.0 [2007]). Rękę zawodowego scenarzysty widać i czuć tu na każdym kroku, wszak to obraz o twórczej niemocy, w dodatku z „zawodowym” twistem w drugiej połowie. Atmosfera jest tu parna, gęsta niemalże niczym w Bartonie Finku (1991), jednak podczas gdy Coenowie obierali kurs na satyrę i czarny humor, Marconi wybiera rozrywkę opartą na sprawdzonych wzorcach. I wychodzi mu z tego naprawdę konkretny misz-masz. Miejscami może za bardzo naciągany, w drugiej połowie skręcający już całkowicie w kierunku przegiętej klasy B, gdzie w tle majaczy paranoja i teorie spiskowe.

Scenariusz The Harvest jest przy tym jednak bardzo samoświadomy: to wszystko to gra z przyzwyczajeniami widza, nieoczekiwanie inteligentna i zabawna. Kiedy już myślimy, że historia wpadła w sidła sztampy, twórcy udaje się wykonać karkołomny manewr i wszystko racjonalnie uzasadnić. Świetnie są tu też wyważone proporcje między ekranową duchotą i dekadencją (handel organami, podejrzany gejowski bar dla bogatych amerykańskich turystów), a pastiszowym zacięciem (tutaj z kolei warta wymienienia scena seksu podczas jazdy samochodem).

No i – last but not least – wyborna obsada. Na pierwszym planie mamy Ferrera, który niesłusznie spychany był zawsze na drugi plan, a tutaj udowadnia, że idealnie sprawdza się również jako główny bohater, nieco neurotyczny, a zarazem przekonujący jako lep na kobiety. Objawieniem jest bez dwóch zdań ówczesna małżonka aktora, wcielająca się w jego ekranową partnerkę: Sarelle swoje pięć minut miała przy okazji występu w Nagim instynkcie (1992), prawdziwy seksapil i charyzmę pokazuje jednak dopiero w pełnowymiarowym występie jako dwuznaczna heroina, na przemian niebezpieczna, seksowna i bezbronna. Jest też Henry Silva w niewielkiej, ale kluczowej roli meksykańskiego gliniarza: jak to u niego mamy do czynienia z klasycznie rasowym skurwielem z błyskiem w oku.

The Harvest nie podbiło kin, przeszło bez echa i popadło w zapomnienie. Tymczasem to znacznie ciekawsza i lepsza pozycja od wielu popularnych thrillerów erotycznych z okresu, które zestarzały się niekoniecznie z gracją. Marconi bawi się konwencją z wyraźną radością, wyciska z fabuły siódme poty, potrafi zaskakiwać i mrużyć do widza oko bez popadania w śmieszność. Bardzo fajna sprawa, może za bardzo ekstrawagancka dla mainstreamu w swym eklektyzmie, ale przez to tym bardziej godna odkurzenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz