1/28/2018

Lady Bird (2017)

dir. Greta Gerwig



Greta Gerwig karierę aktorską zaczynała w kinie spod znaku mumblecore, występując m.in. w filmach niekwestionowanej "gwiazdy" nurtu, Joe Swanberga. Pierwszym poważnym krokiem w stronę mainstreamu była dla niej tytułowa rola w głośnym "Frances Ha". "Lady Bird" to jej samodzielny debiut reżyserski, przesiąknięta duchem kina niezależnego opowieść o dojrzewaniu. 


Na ekranie obserwujemy rok z życia nastoletniej Christine (Saoirse Ronan), uczennicy z katolickiego liceum. Przez przyjaciół i rodzinę zwana (na własne życzenie) "Lady Bird", dziewczyna ma buntowniczy charakter, a kompleksy dotyczące pochodzenia (jej rodzina mieszka, jak sama to określa, "po złej stronie torów") próbuje leczyć, wkupując się w łaski szkolnej śmietanki towarzyskiej. Pierwsze zawody miłosne, zdradzone przyjaźnie, seks i młodzieńcze ambicje tworzą wspólnie barwny i w miarę kompleksowy obraz wkraczania w dorosłość...


Na "Lady Bird" składa się ciąg luźno powiązanych scen. Kamera towarzyszy głównej bohaterce, z mniej lub bardziej znaczących epizodów tworząc mozaikę tyleż wdzięczną, co błahą. Gerwig ma talent do inscenizowania sytuacji zabarwionych zarówno wysokim stopniem naturalności, co podszytych groteską. Dużo tutaj ciepłego humoru, który skutecznie przezwycięża sporadyczną gorycz. Koniec końców, nie dowiadujemy się jednak z tej historii nic, czego byśmy nie wiedzieli z własnego doświadczenia albo czego nie widzielibyśmy już w tuzinach przypowieści o podobnej tematyce.


Tym, co niesie ten skromny debiut, jest lekkość narracji oraz swoboda, z jaką Ronan wciela się w nieco egzaltowaną, niedojrzałą, ale budzącą sympatię licealistkę. W pierwszej kolejności przejrzą się w tej produkcji rówieśnicy bohaterki, starsi widzowie problematykę mogą z kolei uznać za mało istotną. Jest tu charakterystyczny sznyt kina indie, są dobrze poprowadzeni aktorzy i ucho do dialogów, ale niewiele więcej. Takie głośniejsze "mamrotanie"

Ocena: ***



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz