9/05/2017

Reazione a catena (1971)

dir. Mario Bava



Przyznam otwarcie, że moje pierwsze spotkanie z "Reazione a catena" nie było zbyt fortunne. Jako zakochany w amerykańskich slasherach z lat 80. szczeniak, naczytałem się o tym, jakiż to obraz ten jest wpływowy, jak wielki dług wdzięczności zaciągnęli wobec Włochów jankesi. Licząc na bezpośrednie źródło inspiracji dla serii "Piatek 13." zwyczajnie się... przeliczyłem. To co bowiem otrzymałem, zagmatwaną fabułę, gdzie trup ścieli się gęsto, a sens niejednokrotnie umyka, odczytałem raczej jako niezamierzoną parodię gatunku, aniżeli nobliwego prekursora. Musiało upłynąć kilkanaście lat, abym pokusił się o próbę zrewidowania młodzieńczego punktu widzenia. Wnioski, do jakich doszedłem, przedstawiam poniżej.


Wszystko zaczyna się od podwójnego morderstwa. Sędziwa Hrabina Federica (Isa Miranda) zostaje pozbawiona życia przez swego męża. Chwilę później, sam małżonek pada ofiarą tajemniczego zabójcy. Śmierć arystokratki, ze względu na znaleziony na miejscu zbrodni list, zostaje przez policję uznana za samobójstwo. Zważywszy, że nieboszczka była posiadaczką ogromnej połąci ziemi przylegającej do miejscowego jeziora, zaczyna się gorączkowy wyścig o pierwszeństwo w uzyskaniu praw do spadku. Graczy jest kilku, a wszelkie chwyty są dozwolone...


Zacznijmy od tego, że Bava celuje tutaj nie tyle w horror, co raczej wisielczy kryminał z dużą dawką gore. Znajdziemy tutaj wiele cech giallo, ale wyraźne są także wpływy klasycznych powieści spod znaku Agathy Christie. Groteskowa zabawa w rosnący bodycount ma prawo budzić niedowierzanie, a chaotyczna intryga balansuje na granicy powagi i śmieszności. O tym, że sam twórca nie traktował swego dzieła do końca serio, świadczyć może chociażby kuriozalny finał, który obraca wcześniejszą makabrę w żart. "A Bay of Blood", będąc głównie mechaniczną zabawą w eliminowanie kolejnych postaci, uznawane jest za najbardziej kontrowersyjne dzieło reżysera, jednocześnie otwarcie przyznaje mu się laurę pierwszeństwa, jeśli chodzi o bezpośrednią inspirację dla gatunku slashera. Wspomniałem na wstępie "Piątek 13." i w rzeczy samej, trudno nie dostrzec podobieństw: nie tylko miejsce akcji (jezioro pośrodku lasu), ale również wątek ukrywanego przed światem potomka czy nawet konkretne sceny śmierci, wskazują obraz Bavy jako kopalnie pomysłów dla twórców cyklu.


Bez dwóch zdań świetne są tutaj efekty specjalne i charakteryzacja autorstwa Carlo Rambaldiego. Praktycznie każda sekwencja zabójstwa prezentuje się widowiskowo i okazale. Zastrzeżenia budzić może wspomniany mętlik fabularny, jednak gdy potraktować całe przedsięwzięcie jako ćwiczenie mistrza, który rozwijał konsekwentnie swoją koncepcję mariażu kryminalnej łamigłówki z krwawym dreszczowcem, wtedy może się okazać, że mamy do czynienia z pozycją co najmniej intrygującą i godną głębszej analizy. Twórca "Blood and Black Lace" konsekwentnie przesuwa tutaj gatunkowe granice, wartością nadrzędną czyniąc upiorny spektakl, w którym na dalszy plan schodzi psychologia postaci, a coraz większą rolę odgrywa, wystylizowany i elegancki, festiwal okrucieństwa. Jego pracę na tym polu kontynuować będzie jego wierny uczeń, Dario Argento, formułę skąpanego w czerwonej farbie thrillera doprowadzając do perfekcji w takich tytułach, jak "Profondo Rosso" czy "Tenebre". 

Ocena: ****


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz