11/22/2018

La noche del terror ciego (1972)

dir. Amando de Ossorio


Kiedy w 1968 roku George A. Romero zaatakował widzów swoja „Nocą żywych trupów”, stało się jasne, że kino grozy już nigdy nie będzie takie samo jak wcześniej. Debiutant udowodnił, że przy niewielkim nakładzie kosztów można zrealizować obraz, który przerazi miliony, a przy okazji będzie niósł ważkie przesłanie społeczne. Okazało się bowiem, że pogardzany do tej pory gatunek, podobnie jak science-fiction, może drążyć niewygodne tematy i odwoływać się do ludzkich bolączek oraz codziennych lęków. Oczywiście, niespodziewany sukces niskobudżetowego horroru musiał przynieść falę naśladownictw.  Te z początku ograniczały się głównie do kina europejskiego, które w tamtym okresie bardzo chętnie podłapywało modne wzorce zza Oceanu.


Jednym z twórców, którzy otwarcie przyznawali się do czerpania inspiracji z dzieła Romera, był Hiszpan Amando de Ossorio, który w latach 1972-1975 zrealizował swoją tetralogię „ślepej śmierci” (tudzież ”ślepych trupów”). W pierwszym z obrazów, „La noche del terror ciego” (aka „Tombs of the Blind Dead”), poznajemy zmodyfikowaną legendę o zakonie Templariuszy, którzy za swe konszachty z diabłem mieli zostać ukarani szczególnie okrutną śmiercią (tytułowa ślepota to efekt wydziobania im oczu przez kruki). Jako, że bałwochwalcy zdążyli wcześniej poznać sekret życia wiecznego (poprzez picie krwi! Toż to… bluźnierstwo?), co jakiś czas wychodzą z tytułowych grobowców, aby mordować Bogu ducha winnych nieszczęśników.


Znajdujemy się więc w czasach współczesnych, gdzieś na sielskim pograniczu Hiszpanii i Portugalii. Zawiązanie akcji rozegrane zostało według sprawdzonego schematu z „Psychozy” Hitchcocka. Po pierwszej ofierze, powolnymi krokami zbliża się wyczekiwana, upiorna noc. Ossorio konsekwentnie buduje atmosferę grozy, a sekwencje ataków tytułowych truposzy – pomimo obecnych tu i ówdzie elementów kiczu – wciąż robią naprawdę przyzwoite wrażenie. Reżyser nie stroni także od gore, które wprawdzie dawkowane jest oszczędnie, ale w paru miejscach ma solidny charakter. W pamięć zapada w szczególności finałowa masakra w pociągu – nie tyle nawet przez ilości przelanej sztucznej krwi czy dosłowność, ale przez sam wydźwięk tego końcowego zwrotu akcji.


Oczywiście, pod pewnymi względami, „La noche del terror ciego” może być postrzegane jako poczciwa ramotka: aktorstwo bywa drewniane, dialogi głupie, a postępowanie postaci… cóż, jeszcze głupsze.  Przydałoby się więcej konsekwencji w pewnych momentach, a efekty czasami trącają przysłowiową myszką. Trzeba jednak oddać Ossorio, że nie nakręcił zwyczajnej euro-podróby amerykańskiego hitu, ale stworzył własną mitologię. Jakby nie patrzeć, jego „ślepe trupy” to nie tyle zombie, co raczej objęte klątwą demony o właściwościach podobnych wampirom. Poza tym, ich charakteryzacja - jak na rok powstania - prezentuje się zaskakująco dobrze i oryginalnie. A kogo znużą dywagacje pomiędzy bohaterami, ten niech skupi się na czerpaniu przyjemności z klimatu. Bo ten jest naprawdę niezły.

Ocena: ****



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz